Dzisiejszy dzień był wspaniały. Temperatura kilkanaście stopni powyżej zera., słońce, ciepło. Chciałoby się wskoczyć na rower lub pójść gdzieś (boso) na spacer. Jednak nie tym razem. Jak to się stało? Nie wiem. Zwykle używa się sformułowania „dramat w trzech aktach”. Tym razem jednak jest to dramat w jednym akcie. W sumie nie ma ani początku ani końca, ani nie można wyróżnić poszczególnych etapów, stąd jeden akt.
O ile wyjście z domu i zdjęcie butów jest stosunkowo łatwe, tak wskoczenie na rower już nie. Nie wiem jak to się stało, ale jesienią 2015 roku pewnego dnia postawiłem rower na balkonie i ani razu go nie użyłem. Dlaczego odwiesiłem rower „na hak”? Zwykle jest to pierwsze przeziębienie. Tym razem też tak było. Przeziębiłem się. Zanim wyszedłem z choroby zrobiło się stosunkowo chłodno i porzuciłem transport rowerowy na rzecz samochodowego. W poprzednich latach przesiadałem się na trenażer, który pozwalał „utrzymać” kondycję. Tym razem jednak tak też się nie stało? Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia.
Jakie to niesie ze sobą konsekwencje? Dość poważne. Kondycja spadła dość wyraźnie. Nie mogę z dnia na dzień wsiąść na rower i zacząć jeździć jak przedtem. Pomijając fakt, że byłoby to bardzo dalekie od przyjemności, to mogłoby się to źle skończyć. Od jakiegoś czasu niemal co roku słyszy się o tragicznych wypadkach na maratonach. Nie przypuszczam, że mogłoby się mi to przytrafić, ale nigdy nic nie wiadomo, więc wolę dmuchać na zimne.
Postanowiłem zacząć się ruszać, ale stopniowo. Jak pogoda pozwoli, od jutra zaczynam intensywne spacery, aby przyzwyczaić organizm do wysiłku po 5 miesiącach wożenia się pojazdem mechanicznym.
Jakieś dwa lata temu próbowałem biegać. Prawie się udało. Prawie, bo kupiłem wszystko w sklepie, prócz sił. Przebiegłem 4 km i stwierdziłem, że nie dam fizycznie rady biegać i jeździć na rowerze. Ubranie pozostało. Obuwie także, ale nie mam zamiaru go używać. Póki jest chłodno, będę docierał moje stare wysłużone Vibram Five Fingers Classic. Podeszwa mocno wytarta, ale o dziwo wciąż zachowuje ciągłość. Jednak wiecznie nie będę w nich chodził, więc prewencyjnie nabyłem nowe.
Model Seeya. Kupiłem trochę w ciemno. Wygodne, ale podeszwa mogłaby być nieco cieńsza. Czuć sztywność w porównaniu z modelem Classic. Te akurat oszczędzę na wycieczki w góry. Może się sprawdzą na łatwych szlakach.
Nie będę znów próbował biegać, bo wiem czym to się skończy. Ale jakiś bardziej intensywny ruch przed rowerem musi być. Mam kilki do nordic walking’u. Wożę w samochodzie już ze 2 lata… Dobra okazja żeby odkopać.
Przy okazji chciałbym obalić hasło, że sezon rowerowy nigdy się nie kończy. Fajnie to wygląda na zdjęciach i hasłach na różnych stronach internetowych, ale to nie jest prawda. Nie wszyscy są w stanie cały rok poruszać się na rowerze i ja jestem tego najlepszym przykładem. Mam za sobą 3 zimy, podczas których próbowałem dojeżdżać do pracy. Prędzej czy później kończyło się to bólem gardła i przeziębieniem. Zawsze! Ubierałem się, stosowałem kominiarki z osłoną na usta i bez. Poddałem się. W moim przypadku to nie działa i nie będzie działać. Zimna po prostu nie jest porą roku dla mnie. Praca, stres, nie koniecznie zdrowe odżywianie robią swoje. Mogę zacząć się lepiej odżywiać, ale stresu i pracy nie przeskoczę. Oczywiście jest wyjście, ale na wolny zawód nie przekwalifikuję się…