Lato.
Zaczynamy od szczytu sezonu dla każdego – czyli lato. Temperatura w ciągu dnia raczej nie spada poniżej 20 stopni, więc praktycznie jeżdżę w stroju jednego typu, bo powyżej mniej więcej 18 stopni nie da się na siebie założyć mniej…
Głowa | Kask, chociaż tutaj czasami pojawia się problem, szczególnie przy wysokich temperaturach. |
Tułowie | Spodenki (Rys. 2) oraz koszulka (Rys. 1). Nawet, gdy pada deszcz nie zakładam żadnej kurtki. Ewentualnie na początku lata, kiedy poranki potrafią być chłodne zakładam bluzę z długim rękawem (Rys. 3) |
Nogi | Jest tak gorąco, że tutaj nic nie jest potrzebne. |
Dłonie | Z definicji brak rękawiczek, chyba że jeżdżę na MTB czy szosie, to używam rękawiczek bez palców (Rys. 13), gdyż chwyty są dość twarde to raz, a spocone dłonie mogą się ślizgać. |
Stopy | Boso lub klapki (Rys. 8) lub SPD w terenie (Rys. 12). |
Gdybym nie musiał zachować choć odrobiny poprawności politycznej w stosunku do koleżanek i kolegów z pracy, to cały czas jeździłbym boso. Zatem kapki są w tym przypadku jedynym rozsądnym wyborem – w sumie nie ma innego. Nie mniej jednak i tak w drodze powrotnej bardzo często lądują w sakwie. Mimo że jeżdżę boso przez świat, to jednak teren to inna historia. Tutaj buty SPD mnie zaskoczyły, bo są bardzo dobrze wentylowane. Podchodziłem do nich z dużą nieufnością, ale Shimano zdało egzamin.
Wiosna/jesień.
Wiosna od jesieni różni się praktycznie niczym. To w sumie odwrócona kolejność rzeczy. Oczywiście wolimy to pierwsze, bo robi się coraz cieplej i weselej. Ale tutaj różnorodność ubiorów jest chyba największa i trzeba będzie wydzielić co najmniej trzy zakresy temperatur.
Głowa | (do +12) Kask (od +12 do 0) Kask z czapką podkaskową (Rys. 19) |
Tułowie | (do +17) Koszulka, ewentualnie plus bluza (Rys. 3) (od +17 do +10) Koszulka + bluza + letnia kurtka (Rys. 5) gdy temperatura jest w okolicy +10 (od +10 do +5) Koszulka + kurtka (Rys. 6) |
Nogi | (do +17) Spodenki (Rys. 2) (od +17 do +5) Długie spodnie (Rys. 4) |
Dłonie | (od +15 do +5) Rękawiczki pełne (Rys. 14) (od +5) Rękawiczki zimowe lekkie (Rys. 15) |
Stopy | (do +17) Klapki (Rys. 8) (od +17 do +12) Vibram Five Fingers (Rys. 9) (od +12 do +3) Trampki (Rys. 10), a do SPD trzeba już zakładać cienkie ochraniacze, skarpetki to za mało |
O ile latem, nawet duża ulewa nie jest problemem, bo jest ciepło, tak wczesną wiosną jak i jesienią nie można sobie pozwolić na przemoknięcie, bo organizm zbytnio się wyziębi. Sposobów na jazdę w deszczu jest wiele. Można to robić na wiele sposobów. Tzw kurtki letnie nie bardzo się nadają. Nie ważne czy to jest Endura Pakajak, czy team’owa podróbka. Są to kurtki tzw. „awaryjne”, czyli wyciągamy ją z kieszeni i zakładamy po to, by jak najszybciej dojechać do najbliższego schronienia. Kurtki jesienno-zimowe pod tym względem są dużo lepsze, bo membrany są bardziej szczelne.
Czy w deszczu czy nie pojawia się problem oddychania materiału. Dobra kurtka ma transpirację na poziomie 30 tyś jednostek (Endura MT500). Mój strój na deszcz ma transpirację 10 tyś (Endura Luminite [Rys. 17] + Endura TechPants [Rys. 18]). Natomiast od ubrań ekonomicznych należy się spodziewać transpiracji na poziomie 6 tyś. Skoro mniej oddychają, to lepiej chronią przed deszczem? Nie do końca. Co za różnica. Nie ma różnicy czy woda spadnie z góry, czy będzie to nas własny pot. Człowiek po pewnym czasie stanie się mokry. Ja zdecydowałem się na stój od Endury, który zapewnia maksymalną transpirację i wodoodporność przy cenie, którą da się przeżyć. Nie należy oczekiwać, ze wydanie kilkuset PLN na strój spełni wszelkie oczekiwania. W tym roku jechałem około 45 minut w ulewie. Po pewnym czasie kurtka Endury się poddała i zaczęła przeciekać. Transpiracja też nie jest taka, żeby można było swobodnie jechać. Jeżeli ma się na sobie coś, co ma w nazwie przeciwdeszczowe, to trzeba uwzględnić to w sposobie poruszania się, czy to rowerem, czy pieszo.
Zima.
Tutaj mam pewną zasadę. W momencie gdy muszę założyć pod kurtkę więcej niż dwie cienkie warstwy ubrań – przestaję jeździć. Taki zestaw działa mniej więcej do -10 stopni. Dlaczego? Moim zdaniem więcej warstw już krępuje swobodę prowadzenia roweru, w szczególności w terenie, gdzie pracuje się całym ciałem, a nie tylko nogami. Jazda rowerem to nie tylko puste kręcenie korbą. Zimą już trzeba zwrócić uwagę nie tylko na głowę, ale także na twarz. Trzeba ją zacząć chronić tak naprawdę już jesienią, kiedy temperatury oscylują w okolicy 5 stopni. Bardzo pomocne są tutaj wszelkiego rodzaju chusty i kominiarki. Wybór nie jest taki prosty. W swoim zasobniku posiadam kilka kominiarek różnego typu. Podstawowym kryterium doboru kominiarki to odsłonięte usta. Dlaczego? To proste. Organizm podczas wysiłku pozbywa się wody nie tylko przez pory skóry, ale także z wydychanym powietrzem. Latem jest to nieistotne, ale zimą jak najbardziej. Kiedy nos czy usta zostaną zasłonięte materiałem, podczas oddychania będzie na nim gromadziła się para wodna, która będzie się skraplać. Skutkiem czego kominiarka czy chusta stanie się mokra i to dość szybko. Najlepsza to kominiarka bez części twarzowej, a gdy już staje się bardzo zimno, kominiarka z trzema otworami.
Głowa | (od 0 do -10) Kask z czapką podkaskową i kominiarką (Rys. 20) |
Tułowie | (od 0 do -5) Koszulka + bluza + kurtka (od -5 do -10) Bielizna termo (Rys. 7) + bluza + kurtka |
Nogi | (do -10) Długie spodnie + bielizna termo (Rys. 7) |
Dłonie | (od 0 do -5) Rękawiczki zimowe lekkie (Rys. 15) (od -5) Rękawiczki zimowe „ciężkie” (Rys. 16) |
Stopy | (od 0 do -10) Buty trekingowe (Rys. 11) i skarpetki narciarskie |
Poniżej przedstawiam minimalnych zestaw, który powinien znaleźć się w szafie, by móc jeździć przez wszystkie 4 pory roku (no może poza klapkami, skarpetkami VFF, czy butami SPD). Moim zdaniem jest zestaw ekonomiczny, który pozwala mi na zachowanie uczucia swobody w wielu warunkach pogodowych. Kasku rzecz jasna nie uwzględniam, bo on jest obowiązkowy… Nie jestem jakiś szczególnym fanatykiem. Kilkanaście lat jeździłem bez niego i jak widać przeżyłem. Ale pewnego dnia zastanowiłem się i nie chcę kusić losu, aby pewnego dnia nie okazało się, że limit szczęścia został wyczerpany.
to już przesada… Ale japonki SPD… Szacunek za pomysł…
]]>Czekałem… Czekałem, ale się doczekałem promocji. No niestety model 2010, ale cóż oczekiwać. Model 2012 kosztuje ponad 100$ (a dokładnie 370 PLN). Ja kupiłem za 230 PLN. W ciąż to jednak jedne z najdroższych butów jakie w życiu kupiłem. Chyba najdroższe. Chodzi się w nich oczywiście zupełnie inaczej niż w zwykłym obuwiu, ale to nijak się ma do chodzenia boso, nie mniej jednak lepszy rydz niż nic.
Nie jest łatwo je założyć, bo każdy palec musi trafić do swojej komory. Konia z rzędem temu, założy do nich skarpetki… W sumie za chodzenie w japonkach i rajstopach powinni rozdawać nagrody Darwina – takie rzeczy już widywałem na ulicy.
Pokaż rower_20110831_2031 na większej mapie