Dzięki! Do tej pory nie było takiej sytuacji, aby komuś urlop cofnięto czy odmówiono (przynajmniej w moim przypadku), ale czasy się zmieniają… U mnie nie ma polityki planowania urlopów na początku roku. Wniosek złożyć mogę nawet 1 stycznia, ale przełożeni czekają z decyzją do ostatnich chwil, więc de facto nie mam żadnej pewności, że ten urlop dostanę.
]]>O kondycję się nie martwię. Moja „życiówka” to 55 km w około 2 godziny jeżeli chodzi o średnią. A jeżeli chodzi o dystans to 80 km w 4 godziny (wliczając postój). Podstawowy problem to organizacja przedwyprawowa. Praca generalnie rozwala mi większość długofalowych planów. Pewnie na planowanie byłbym w stanie wydłubać nawet godzinę dziennie. Prowadzenie bloga to pomijalny czas – godzina max 2h w tygodniu. 😉
]]>Wyprawy nie planuje się z dnia na dzień, więc wszystko jest jak najbardziej do ogarnięcia. Wystarczy, że choćby na 15 minut przysiądziesz przy kompie każdego dnia, celem przygotowania się. Przecież prowadzisz bloga i na to znajdujesz czas. Ja też mam mało czasu, ale jak mam cel to do niego dążę bo warto. Jednego dnia poczytasz o miejscach do których się wybierasz, drugiego dnia zaplanujesz trasę, trzeciego dnia zamówisz bilety itd itp. Po prostu dobrze zaplanuj sobie dzień.
Co do samego urlopu, to nie wiem jak jest u Ciebie w pracy, ale przeważnie jakiś grafik w firmach jest wywieszany. Wystarczy być szybkim, już wcześniej zastanowić się nad terminem i po prostu zapisać się jako jeden z pierwszych. Z doświadczenia wiem, że największy problem z urlopem jest w małych kilkuosobowych firmach.
Co do przygotowania fizycznego: jak sam piszesz, robisz 50 km w sezonie, i powiem tylko, – w zupełności Ci to wystarczy. Tyłek, co ważne, też masz zahartowany. Ja jeżdżę dużo mniej przed wyprawą, głównie właśnie z braku czasu i daję radę. Wyprawa to nie wyścigi i nie hamska siła liczy się najbardziej. Dużo ważniejsza jest psychika i systematyczność. Chociaż czasem rzeczywiście jest i walka z czasem, zwłaszcza jak musisz zdążyć na autobus. Ja tak miałem, na ostatniej wyprawie, żeby nadrobić czas trzasnąłem 191 km, ale nie umarłem od tego, a teraz mam co wspominać.
Wiele osób niestety właśnie tak do tego podchodzi: nie dam rady, to nie dla mnie, nie mam na to czasu, nie znam języka i tym podobne wymówki. Trochę kreatywności Turysto, nie taki diabeł straszny jak go malują 🙂 Trzeba w siebie bardziej uwierzyć. Życzę wielu udanych wypraw i do zobaczenia na szlaku.
Taki kop motywacyjny ode mnie 🙂
]]>