No cóż. Nie będziemy płatać nad rozlanym mlekiem. Zwiedzamy puszczę po stronie polskiej… Rower do puszczy to bardzo dobry wybór. Pieszo też da się trochę zobaczyć, ale z pewnością nie tyle, ile można zobaczyć rowerem. Przez tydzień przejechaliśmy niewiele, bo tylko 180km, ale trasy były ciekawe.
Pierwsza trasa to wycieczka nad jezioro Siemianówka. Sztuczny zbiornik wodny na rzecze Narewka. Z Białowieży prowadzi prosta i bardzo wygodna szutrówka. Po drodze odwiedziny Kosego Mostu.
Do mostu nie dotarliśmy, ale w pobliżu mostu jest wieża widokowa. Ładny widok, z drugiej strony nic szczególnego. Szczególnie to może być o wschodzie słońca, gdy to miejsce pokrywają poranne mgły.
Nad jeziorem Siemianówka biegną tory na Białoruś chyba. Akurat przejeżdżał pociąg towarowy.
Powrót tą samą drogą. Cała wycieczka 75km. Sporo jak na przyzwyczajenie do codziennej jazdy dystansu 25 km. Dodatkowo Extrawheel z ładunkiem. Było ciężko wbrew pozorom.
Druga wycieczka o połowę krótsza
Odwiedziliśmy przejście graniczne (pieszo-rowerowe) oraz miejsce mocy, gdzie naładowaliśmy się pozytywną energią. Powrót przez „Żubry”, czyli park pokazowy żubrów.
Żubry widzieliśmy już w poniedziałek. Celem wizyty były jednak zakupy na „straganach” dla turystów. Miód (dwa wielkie słoje) i przyprawy.
Teraz piątkowa wyprawa. Topiło. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie czwartkowa burza. Wiatr w ciągu kilku minut – bo mniej więcej tyle trwały największe porywy powalił drzewa tak duże, że pnie musiałoby objąć dwóch chłopa… To wszystko leżało na szlaku. Szlak uczęszczany, ale nie krytyczny, więc nikt go nie oczyszczał dnia następnego. Przedzieraliśmy się przez 10… może więcej takich powalonych drzew. Na jednym z nich wygiąłem hak przerzutki i być może ją samą. Widok jednak wart strat…
Planowaliśmy powrót tą samą drogą, ale ilość powalonych drzew skutecznie zmusiła nas do zmiany trasy. Żeby nie było, Na niebieskim szlaku także leżały drzewa, ale mniej i były mniejsze, więc nie były tak bardzo uciążliwe. Wszystkim odwiedzającym środek puszczy polecam skuteczny repelent. Kupujcie DEET i to w jak największym stężeniu jak tylko się da. Robactwa jest tyle, że trzeba z niego korzystać dość często. Zatrzymanie się na szlaku skutkuje zjedzeniem żywcem przez komary, muchy i inne… Ja używam Ultrathon w spray’u. 25% DEET. Przy takiej ilości robactwa skuteczny na jakieś 4 godziny. Wada – lepki, gdyż wodoodporny.
Nie trzeba jeździć tras po 50 km. Dla rodzin z dziećmi też znajdzie się krótki tour de Białowieża.
Mieszkaliśmy w pokojach, które udostępnia BPN. Standard praktycznie hotelowy, bo obsługa codziennie sprząta pokój. Cena – jedyne 65 PLN od głowy. Hmmm. Jedyne. Za tą cenę oczekiwałbym telewizji w pokoju – której nie było. Nie było to jednak wadą, ale wręcz zaletą. Trochę pozwoliło to odciąć się od świata… Najlepsze miejsce na nocleg w Białowieży, gdyż hotel znajduje się w środku parku, w siedzibie BPN. Cisza, spokój i ciemno w nocy… Ostatnio zauważyłem u siebie problem z wysypianiem się, który jest spowodowany m. in. zbyt dużą ilością światła w nocy. Prawdziwa noc była dla mnie zbawieniem.
Teraz trochę o samej przyczepce. Kupiłem ją z myślą właśnie o takich wyprawach. Nie mam możliwości montażu bagażnika, a nie chcę wozić ładunku na plecach. Przyczepka sprawdziła się bardzo dobrze.
Ładunki woziłem różne. Głównie to była woda, aparat jedzenie i sprzęt serwisowy do dwóch rowerów. Najcięższy jak do tej pory, jednorazowy to: 12 piw w szklanych butelkach, lustrzanka, butelka wody (choć nie pełna), 1,5kg sera (polecam sery z Podlasia). Przy tej okazji chciałbym obalić dwie teorie krążące w internecie:
W tym roku z pewnością jeszcze będę z koła korzystał. Albo w DKL albo RLS – jeszcze nie wiem dokładnie, gdzie ruszymy. Niezdecydowanym polecam- mimo że nie jest tanie, to inwestycja jest dobra.
Polecam także Puszczę Białowieską. Cudze chwalicie swego nie znacie. Na grom pchać się po egiptach, turciach i innych obcych stronach… Po to żeby leżeć plackiem przed nad basenem i wypijać/wyżerać bar? W Białowieży można tanio i bardzo dobrze zjeść. Powiem tylko, że syty obiad może zamknąć się w cenie 20-25 PLN/osobę.
Oto ujęcie porannego nieba. Już rano temperatura na moim balkonie to ponad 19 stopni.
Fajne obłoczki… I tu pewne ciekawostka – szok zaobserwowany kilka dni temu. Temperatura nie była wcale niższa. Widziałem kobietę na rowerze ubraną w płaszcz i czapkę. Szczerze? Zrobiło mi się słabo. Nawet rano, przy temperaturze 20 stopni potrafi już być duszno, gdy tylko wyjdzie słońce. Gdzie tu jeszcze miejsce na płaszcz i czapkę? W sumie może ona patrzyła na mnie z takim samym niedowierzaniem. Krótka rękaw, krótkie spodenki i boso…
A powyżej kilka ujęć z dzisiejszego popołudnia. Dzień ciepły, więc wypiętrzały się chmury. Gdy wyjeżdżałem z pracy wystartowałem wraz z chmurą burzową za mną. Byłem przeświadczony, że jej nie ucieknę. Ale udało się. Konwekcja ma to do siebie, że gdy tylko słońce zbliża się do linii horyzontu, chmury zaczynają się rozpraszać. Gdyby to był front, raczej bym przed nim nie uciekł.
Wczoraj też był dzień bez deszczu. Wieczorny spacer, żeby odstawić samochód do garażu, pozwolił przyjrzeć się bliżej budowie na Powstańców Śląskich, która idzie bardzo prężnie. Widać, że nie buduje tego polska firma. Wszystko idzie po prostu zbyt szybko. Nie ma szczególnych perturbacji w ruchu. Ludzie przyzwyczaili się chyba już do tego. Poza tym okres wakacyjny. Ruch mniejszy – ewidentnie.
Samochód też prowadzę boso, więc powrót do domu był oczywiście bez butów. Tak wyglądają stopy po około 2 km warszawskiego chodnika. Jest czarno, jest smutno. 90% tego brudu to kur i pył, który schodzi za pomocą zwykłej wody z mydłem. Zatem skąd smutek? Oznacza to, nie mniej nie więcej, że skoro coś takiego jest na chodniku, to jest to też w powietrzu i tym oddychamy. Miękkie serduszka uspokajam. Kup i szkieł na chodnikach nie ma. Wolałbym jednak wdepnąć w kupę, ale oddychać czystym powietrzem.
Dochodzę do wnioski, że błotniki z tworzywa sztucznego są do bani. Odnoszę wrażenie, że z czasem, pod wpływem warunków atmosferycznych (głównie chodzi mi o słońce i temperaturę) deformuję się i trudno jest je wyregulować. Dzisiaj podczas intensywnej próby wyprostowania przedniego błotnika, który lekko obcierał o oponę, ten pękł. Nie pękł zbyt mocno, więc wciąż da się używać. W szafie czekają już nowe SKS’y, 53mm, nieco szersze niż obecne 48mm. Ale jakoś nie mogę się zabrać do roboty. Przód – krótka piłka, ale z tyłu trzeba będzie trochę popracować. Zamontować odblask i elektrykę.
Podobieństwa są nie tylko w konsystencji, ale i w stopniu łapania syfu. Jak to wygląda w praktyce, to prezentuje poniższy film. Proszę się nie sugerować butelką. Zawartość to olej przekładniowy.
Jak widać jest nieźle. Różnica jest taka, że 1l oleju przekładniowego kosztuje nawet kilkanaście PLN, a 120ml zielonego FL ponad 20 PLN. Nie przymierzając – 5x droższy od oleju przekładniowego. Ten, który prezentowany jest na filmie to K2 85W140.
A teraz z innej mańki. Ostatnio na Powstańców Śląskich trwa przebudowa. Wycięto wiele drzew i wyrwano sporo korzeni. Gdzie się podziały gałęzie i korzenie? Daleko ich nie wywieziono. Po prawdzie to „dość” blisko, czyli na skrzyżowanie Powstańców Śląskich z Dywizjonu 303.
Korzenie zaczęto mielić na „ściółkę”. Nie byłoby to problemem, gdyby zapach zmielonej masy nie był dość kontrowersyjny. Jest do zniesienia, ale… Zastanawiam się, czy tylko ja go zauważam, czy też inni.
Cały mokry doczłapałem się do Fortu Radiowo. W zeszłym roku odkryłem, że firma, która dzierżawiła ten teren opuściła go i znów jest otwarty dla wszystkich. Chyba biznes im nie wyszedł. Z tego co kojarzę to tam był jakiś paintball czy coś w tym rodzaju. Teren idealny, ale pewnie biznes nie szedł.
Oto kilka panoram.
Pod względem rowerowym teren raczej jako ciekawostka niż teren do jazdy. Głównie płyty a poza tym dość wysokie trawy. Wiadomo – terenu nikt nie utrzymuje, więc jest dość zarośnięty. W zaroślach mogą czyhać różne ciekawe niespodzianki, typu dół, w którym stanie koło albo jakiś drut wystający spod płyt. W okolicy jednak lasy i sporo ścieżek, szutry, dla tych, którzy nie chcą jechać do KPN.
Było dość wilgotno, więc jak można było się spodziewać, czysty nie wróciłem.
Brudny napęd z łańcuchem Connex 900 sprawuje się zauważalnie gorzej niż gdy jest czysty. Łańcuch miał tendencję do podskakiwania nawet na przedostatniej koronce. Zaczynam podejrzewać problem spinkowy. Mam spinkowe hece w napędzie 10-rzędowym. Pierwszy 10S0 pracował idealnie. Druga sztuka – cyka. Przełożenie spinki odwrotnie – trochę pomogło, ale nie wyeliminowało problemu. Albo łańcuch na którymś ogniwie jest za mocno skuty, albo nie wiem co… Może się ułoży, może nie. Zobaczymy z czasem jak to będzie.
W związku remontem mostu Grota część ruchu ze wschodnich dzielnic Warszawy ruszyła mostem „północnym” ulicą Radiową na Bemowo. Powrót tą samą drogą. Przez ruch na ulicy Radiowej wyraźnie wzrósł. A dzisiaj? Zaskoczenie. Nie było tyle samochodów co zawsze. Co by nie było, rowerzystom zakochanym w warszawskich ulicach a nie ścieżkach rowerowych odradzam te okolice. A dzwon pierwszy już był. Auta dość wyraźnie uszkodzone, więc ktoś musiał pocisnąć dość mocno – zapewne na pamięć.
Komentarz do wpisu „Reakcja łańcuchowa” skusił mnie do przyjrzenia się konstrukcji łańcucha Shimano i Connex. Zauważyłem, że łańcuchy Shimano mają na środku zewnętrznego ogniwa wybrzuszenie, a łańcuch Connex 900 jest płaski. Wziąłem zatem suwmiarkę do ręki i wyszło, że szerokość pinu Shimano: 6.3mm, Connex: 6.6mm. Szerokość ogniwa zewnętrznego Shimano: 6.7mm, Connex: 6.2mm. Obserwowałem co się dzieje na łańcuchu, gdy ma problemy z przełączaniem. Kiedy przesunięty łańcuch zachodzi na ząb kasety, trafia on dokładnie na blaszkę łańcucha i ześlizguje się z niego. Gdyby łańcuch był szerszy o te 0.5mm nie byłoby problemów z przełączaniem. 6.2mm byłoby pewnie w sam raz na łańcuch 10-rzędowy. Tylko ze pin jest zbyt długi… Absurd.
Jeżdżę w tych okolicach już od trzech sezonów, a nie odkryłem jeszcze drogi do Leszna przez Białutki. Asfalt wręcz idealny. Na 700×23 sunie się bardzo dobrze. Wada? Żeby tam dojechać trzeba pokonać odcinek Umiastów – Paliszków. Jakość – gorzej niż źle. Łata na łacie i łatą pogania. Ten odcinek odradzam, jeżeli ktoś chce jechać takim kołem. Lepiej zrobić objazd przez Ożarów Mazowiecki – Święcice.
Pojechałem przez Ożarów Mazowiecki. Dawno tam nie byłem. Oczywiście przyblokowała mnie procesja. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem pola uprawne w mieście. Jedno zaorane. Na innym rosnąca kapusta. Z jednej strony – trochę dziwnie. Z drugiej – natura jeszcze opiera się zalewaniu betonem. Z trzeciej – smaczna ta kapusta, jeżeli spalinami oddycha.
Jechało się ciężko. Jak na rower fitness prędkość 20-22 km/h to jest bardzo wolno. Normalnie jechał bym 25-26 km/h. Ale cały czas miałem przed oczami nagrodę jaka na mnie czeka w Lesznie. Powrót z wiatrem. I w sumie nie myliłem się. Leszno opuściłem z prędkością około 37 km/h. Na co dzień dla mnie takie prędkości są abstrakcyjne, nawet jak jeżdżę MTB. Poza momentami, gdzie musiałem zwolnić całą drogę od Leszna do Starych Babic cisnąłem powyżej 30 km/h. To naprawdę niezły wynik jak na moją kondycję.
Łącznie zaliczyłem 4 czy 5 procesji. Przestałem liczyć. W sumie to nie dziwię się, że ludzie odchodzą od kościoła katolickiego. Uroczystość Bożego Ciała, jak w sumie każda inna jest smutna i schematyczna. Śpiewy monotonny, niczym na pogrzebie. Dzisiaj rano w Radio Plus słyszałem, że gdy zapytać ludzi, co jest najważniejsze dla nich w mszy świętej – odpowiadają „kazanie”. O czymś to świadczy – ale nikt z tego właściwych wniosków nie wyciąga.
Wyjazd, godzina 6:00 z przystanku Energetyczna w Wólce Węglowej. Musiałem wstać około 4:40, co już stanowiło mały problem – wybicie z rytmu. Dwie butelki wody, narzędzia, 6 bułek, batony energetyczne. Pojechali…
Jak widać na załączonym obrazku przydaje się szczegółowa mapa, jeżeli ktoś chce koniecznie pojechać szlakiem. Bez dokładnej mapy? Marne szanse. Niestety jak widać nie zrobiłem także dobrej dokumentacji fotograficznej. Jest więcej zdjęć, ale nie są na tyle dobre, aby się nimi pochwalić.
Dla tych co mają czas (a naprawdę, jest go bardzo mało), polecam odwiedzić zabytkowy kościół warowny w Brochowie, Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli oraz Muzeum Puszczy Kampinoskiej w Granicy…
Przewrotnie Granica okazała się być prawdziwą granicą dla mnie, gdzie powiedziałem – pass. Niestety codzienne dojazdy do pracy najwyraźniej pozostawiają niewidzialne piętno, bo odpadłem od „Drórzyny Pierścienia” i zawróciłem do Kampinosu oraz Leszna na autobus powrotny. Na to, że nie dałem rady złożyły się dwie rzeczy: brak odpoczynku przed „rajdem” – generalnie napierałem do pracy rowerem dzień w dzień. Druga rzecz – przegrzanie. Było dość ciepło – chyba mój organizm tego nie wytrzymał. Suma sumarum obyło się jednak bez strat w ludziach, ale nie obyło się bez strat w sprzęcie…
Rozwaliłem pedał dość wyraźnie, nawet nie pamiętam gdzie. Kaseta jednak nie przyjmuje nowego łańcucha i nie bardzo widać, aby wszystko zmierzało ku lepszemu – zatem zmieniam napęd. Po ostatniej wizycie na myjni piasta wydaje niepokojące dźwięki, więc trzeba będzie ją otworzyć.
Zabawa była przednia, doborowe towarzystwo, więc nie żałuję ani tego, że nie udało mi się dociągnąć do końca, ani żadnego przejechanych km. Polecam szlak.
A tu miłe zaskoczenie. Wyremontowano odcinek Stare Babice – Lipków, który od skrzyżowania na Izabelin do samego Lipkowa był dziurawy jak szwajcarski ser i nawet cięższym rowerem trzeba było lawirować między dziurami. Miałem cichą nadzieję, że odcinek w kierunku Zielonek też wyremontowali – niestety nie.
Asfalt jak był spękany i połatany tak jest, ale tragedii nie ma i tą drogę można polecić. W sumie wyszło 37 km. Dystans akceptowalny jak na moje kategorie (zwykle robię w okolicach 45 km).
No i w sumie teraz powiem to, co powinienem powiedzieć na początku… Na Chomiczówce wpadłem w taką dziurę w asfalcie, że spadł łańcuch i poluzował się tylny zacisk. Koła na szczęście przetrwały, choć znów zacząłem słyszeć pojękiwanie szprych – a dopiero co wróciłem z serwisu. Dziura znajduje się na tym odcinku.
Za studzienką zapadł się asfalt, więc nie rzuca się w oczy. Zapadnięcie jest na tyle głębokie, że niewiele brakowało, a zrobiłbym otb.