Do tej pory największy jednorazowy dystans jaki przejechałem to było 80 km. Pojechałem do Modlina i z powrotem, po czym padłem na 2 godziny spać. Nie wziąłem wtedy nic do jedzenia, tylko wodę. Było dość ciężko. Od tamtej pory zastanawiałem się, czy uda mi się przejechać 100 km lub więcej. No i nadszedł ten dzień. Mój przyjaciel zawsze chciał objechać Kampinoski Park Narodowy zielonym szlakiem rowerowym. Tak więc podjąłem wyzwanie. W pierwszej kolejności zastanawiałem się jaki rower dobrać. Na takie długie dystanse naturalnie myślałem o trekingowym. Na chwilę obecną wciąż stoi na cegłach. Następny w kolejce był MTB, co okazało się właściwym wyborem.
Wyjazd, godzina 6:00 z przystanku Energetyczna w Wólce Węglowej. Musiałem wstać około 4:40, co już stanowiło mały problem – wybicie z rytmu. Dwie butelki wody, narzędzia, 6 bułek, batony energetyczne. Pojechali…
Polecam zacząć wyprawę od północnej strony. Szlak jest bardzo kiepsko oznakowany. Zbaczaliśmy 9 razy z właściwej trasy, potem wracaliśmy by szukać. W okolicach Śladow/Kromnów nie dość że stare znaki funkcjonują razem z nowymi, to jeszcze szlak jest nieutrzymywany, kompletnie zarośnięty i obiektywnie rzecz biorąc nieprzejezdny – chyba że ktoś lubi jechać w trawie po pas.
Postoje były de facto 2. Leoncin i Brochów. Przystanków na chwilę było oczywiście więcej, ale przy takim dystansie, 2-3 minuty postoju to żaden odpoczynek, więc się praktycznie nie liczą.
Jak widać na załączonym obrazku przydaje się szczegółowa mapa, jeżeli ktoś chce koniecznie pojechać szlakiem. Bez dokładnej mapy? Marne szanse. Niestety jak widać nie zrobiłem także dobrej dokumentacji fotograficznej. Jest więcej zdjęć, ale nie są na tyle dobre, aby się nimi pochwalić.
Dla tych co mają czas (a naprawdę, jest go bardzo mało), polecam odwiedzić zabytkowy kościół warowny w Brochowie, Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli oraz Muzeum Puszczy Kampinoskiej w Granicy…
Przewrotnie Granica okazała się być prawdziwą granicą dla mnie, gdzie powiedziałem – pass. Niestety codzienne dojazdy do pracy najwyraźniej pozostawiają niewidzialne piętno, bo odpadłem od „Drórzyny Pierścienia” i zawróciłem do Kampinosu oraz Leszna na autobus powrotny. Na to, że nie dałem rady złożyły się dwie rzeczy: brak odpoczynku przed „rajdem” – generalnie napierałem do pracy rowerem dzień w dzień. Druga rzecz – przegrzanie. Było dość ciepło – chyba mój organizm tego nie wytrzymał. Suma sumarum obyło się jednak bez strat w ludziach, ale nie obyło się bez strat w sprzęcie…
Rozwaliłem pedał dość wyraźnie, nawet nie pamiętam gdzie. Kaseta jednak nie przyjmuje nowego łańcucha i nie bardzo widać, aby wszystko zmierzało ku lepszemu – zatem zmieniam napęd. Po ostatniej wizycie na myjni piasta wydaje niepokojące dźwięki, więc trzeba będzie ją otworzyć.
Zabawa była przednia, doborowe towarzystwo, więc nie żałuję ani tego, że nie udało mi się dociągnąć do końca, ani żadnego przejechanych km. Polecam szlak.
mój rekord (103 km) w ogóle nie był zaplanowany. po prostu wyjechaliśmy około 16 i gdzie nie dojechaliśmy to było nam mało aż w koncu doszliśmy do wniosku, że dzisiaj rąbniemy te 100 km i się udalo. gratulacje! 🙂