Rowerowanie

Rowerem jeżdżę od małego… Najpierw był trójkołowy rowerek dla dzieci, na plastikowych kółkach. Potem był rowerek srebrny rowerek „Pinokio” na kołach 16″, wolnobiegiem i tylko przednim hamulcem. To był mniej więcej okres przedszkolny. Już wtedy próbowałem sam grzebać przy rowerze.

Potem przyszedł czas szkoły podstawowej i odziedziczyłem po siostrze starego składaka… Był stary wiekiem, ale jak to za czasów słusznie minionych zadbany, oszczędzany i wypieszczony. Wtedy poznałem jak wyglądają piasty, torpedo i suport. Potrafiłem rozkładać to wszystko dwa, trzy razy do roku – tak „dla sportu”.

Prawdziwa jazda na rowerze zaczęła się dopiero, gdy dostałem pierwszy rower górski. Był to „Giewont” wyprodukowany przez Romet z Kowalewa. Na tym rowerze zrobiłem około 6500-7000 km w ciągu kilku lat – więc sumarycznie nie za wiele (w dzisiejszej perspektywie). I tu mały przystanek… Rower był kupiony w miejscu, gdzie teraz zamiast hurtowni rowerów stoi wielka fabryka Kross… Tak pamiętam te czasy i miejsce.

Jako że rosłem, pewnego dnia wyrosłem z ramy 19″ i stała się ona zbyt uciążliwa na dłuższe wyprawy. Wymęczyłem od rodziców trochę grosza i kupiłem (już samodzielnie) Kross Grand Voyage. Rower trekingowy, na kole 28″. Przejeździłem nim podobny dystans co na górskim. Może trochę większy, ale z przerwą… Na tym rowerze pobiłem także mój bezwzględny rekord prędkości – 72 km/h (Warszawa, Belwederska). Do tej pory nie pobity. 

Potem niestety przyszedł czas studiów i pracy. Voyage był już w takim stanie technicznym, że wymagał zbyt dużych nakładów, aby postawić go na nogi, więc przysiadłem…

W 2011 roku poczułem się już tak źle (od siedzenia przed komputerem), że koniec. Kropka. Idę i kupuję rower, chociażby miałbym wydać na niego 5000 PLN. Oczywiście wydałem dużo mniej i kupiłem Kross Trans Alp. Technologicznie – z poprzednikiem – niebo a ziemia. Voyage w obecnych kategoriach byłby tzw. makrokeszem… Wtedy był całkiem niezły.

Bardzo szybko poczułem niedosyt ze względu na to, że jednak rowerem trekingowym po lesie jeździ się średnio. Zatem bardzo szybko (jeszcze w tym samym roku) kupiłem drugi rower – Kross Level A4.

Ciekawe… Rower niby w tym samym rozmiarze ramy 19″, ale już jak najbardziej pasujący do mnie rozmiarem…. Nie będę ukrywał. Rowerem górskim jeżdżę wyraźnie mniej niż na trekingowym. Z ostatnich statystyk wynika że jest to podział jak 1:3 – 1:4.

Łącznie trochę to kosztowało, ale wydaje mi się, że to były bardzo dobrze ulokowane pieniądze – bo przecież w zdrowie… W sumie tak sobie tłumaczę jak kupuje każdy nowy dodatek do roweru, którego obiektywnie nie potrzebuję – a kupuję…

Jak jeżdżę? 2011 rok to był rok „rozbiegowy”… Wszystko wyklarowało się w 2012, kiedy zrozumiałem, że rower trekingowy służy głównie do dojazdów do pracy. Zwykle przy okazji robię sobie dłuższe wycieczki, czasami wychodzą niezłe dystanse, powyżej 50 km, czasami weekend jest także pod znakiem trekingu. Po pakuję się w sakwy i wio. W weekend jednak zwykle przesiadam się na rower górski i ruszam w las. Okolice Warszawy wbrew pozorom oferują całkiem sporo – przede wszystkim Puszcza Kampinoska… I tym to sposobem wykręciłem w 2012 roku ponad 6500 km.



Na tle innych nie jest to szczególnie dużo. Jednak na tle przeciętnego Kowalskiego, zadeklarowanego rowerzysty, są to dystanse przyprawiające czasami o szerokie otwarcie oczu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.