To już drugi ciepły dzień, gdzie buty zakładam tylko w pracy. Temperatura zaczyna dochodzić do granicy, gdzie jeszcze daję radę po południu jechać rowerem dalej niż do domu. W zeszłym roku było tak, że przy ponad 30- stopniowym upale byłem w stanie jedynie dojechać do domu i czekałem na wieczór, aż temperatura spadnie. Wtedy przesiadałem się na szosówkę, albo zdejmowałem sakwy i jechałem dalej. No dzisiaj +28-29 w cieniu (według prognoz), więc nie było jeszcze tak źle. Pod stopami czuć już, bardzo ciepły asfalt – ale jeszcze nie parzy – więc też jest dobrze.
Oto ujęcie porannego nieba. Już rano temperatura na moim balkonie to ponad 19 stopni.
Fajne obłoczki… I tu pewne ciekawostka – szok zaobserwowany kilka dni temu. Temperatura nie była wcale niższa. Widziałem kobietę na rowerze ubraną w płaszcz i czapkę. Szczerze? Zrobiło mi się słabo. Nawet rano, przy temperaturze 20 stopni potrafi już być duszno, gdy tylko wyjdzie słońce. Gdzie tu jeszcze miejsce na płaszcz i czapkę? W sumie może ona patrzyła na mnie z takim samym niedowierzaniem. Krótka rękaw, krótkie spodenki i boso…
A powyżej kilka ujęć z dzisiejszego popołudnia. Dzień ciepły, więc wypiętrzały się chmury. Gdy wyjeżdżałem z pracy wystartowałem wraz z chmurą burzową za mną. Byłem przeświadczony, że jej nie ucieknę. Ale udało się. Konwekcja ma to do siebie, że gdy tylko słońce zbliża się do linii horyzontu, chmury zaczynają się rozpraszać. Gdyby to był front, raczej bym przed nim nie uciekł.
Wczoraj też był dzień bez deszczu. Wieczorny spacer, żeby odstawić samochód do garażu, pozwolił przyjrzeć się bliżej budowie na Powstańców Śląskich, która idzie bardzo prężnie. Widać, że nie buduje tego polska firma. Wszystko idzie po prostu zbyt szybko. Nie ma szczególnych perturbacji w ruchu. Ludzie przyzwyczaili się chyba już do tego. Poza tym okres wakacyjny. Ruch mniejszy – ewidentnie.
Samochód też prowadzę boso, więc powrót do domu był oczywiście bez butów. Tak wyglądają stopy po około 2 km warszawskiego chodnika. Jest czarno, jest smutno. 90% tego brudu to kur i pył, który schodzi za pomocą zwykłej wody z mydłem. Zatem skąd smutek? Oznacza to, nie mniej nie więcej, że skoro coś takiego jest na chodniku, to jest to też w powietrzu i tym oddychamy. Miękkie serduszka uspokajam. Kup i szkieł na chodnikach nie ma. Wolałbym jednak wdepnąć w kupę, ale oddychać czystym powietrzem.
Dochodzę do wnioski, że błotniki z tworzywa sztucznego są do bani. Odnoszę wrażenie, że z czasem, pod wpływem warunków atmosferycznych (głównie chodzi mi o słońce i temperaturę) deformuję się i trudno jest je wyregulować. Dzisiaj podczas intensywnej próby wyprostowania przedniego błotnika, który lekko obcierał o oponę, ten pękł. Nie pękł zbyt mocno, więc wciąż da się używać. W szafie czekają już nowe SKS’y, 53mm, nieco szersze niż obecne 48mm. Ale jakoś nie mogę się zabrać do roboty. Przód – krótka piłka, ale z tyłu trzeba będzie trochę popracować. Zamontować odblask i elektrykę.