Pojechałem na stare śmieci. Kierowca czerwonego Seja wsiadł na rower i pojechaliśmy w krótką trasę. Około 42 km. Oto mapka:
Z tego miejsca cofam wszystko co mówiłem na temat piasków w KPN. Trafiliśmy na takie leśne drogi, że koło na „dzień dobry” wpadało w piach po nyple. Jazda – trudno to było nazwać jazdą – praktycznie niemożliwa, tym bardziej po dłuższym rozstaniu z rowerem MTB. Ale nie było źle, bo trafiła się mała nagroda. Znaleźliśmy bunkier, o którym nie mieliśmy pojęcia.
Żeby trafić do bunkra, jadąc z Przasnysza do Szczytna drogą DK57, przy drogowskazie na Skierokowiznę skręcić w lewo (drogowskaz na Skierowiznę w prawo). Około 1km i bunkier jest po prawej.
A teraz z innej beczki. W nawiązaniu do prześmiesznych nalepek na szybę dla rodziców… „Buty jadą z nami”. Rodzice! Pamiętajcie. To na was spoczywa odpowiedzialność za tych najmłodszych, których przewozicie, a nie na innych kierowcach. Żaden znak ostrzegawczy, że dziecko jedzie z wami, nie ochroni was przed wypadkiem, jak będziecie zap…ie…ylać 150 km/h.
Z tego miejsca chcę powiedzieć, że wszystkie nowoczesne systemy wspomagające jazdę usypiają czujność kierowcy. Drogowo wychowałem się na samochodach bez wspomagań lub którego elektronika ograniczała się do komputera sterującego wtryskiem. Czułem całym ciałem, ze pojazd ze mną rozmawia, gdy latam bokiem w zakrętach… A tutaj? Nie czuję kierownicy, bo jak bardzo jej nie skręcę tak, ta nie stawia oporu… Hamulec nie daje sprzężenia zwrotnego na stopę, bo wspomaganie jest tak silne, że do momentu włączenia ABS siła nacisku na pedał praktycznie jest taka sama w całym zakresie… Smutek… Moja poprzednia dziewczyna boso prowadziła się lepiej, mimo że technologicznie była znacznie mniej zaawansowana…
Olejowa ciekawostka, którą jakiś czas temu nabyłem i zacząłem stosować.
Bez butów jest ciężko… Ale nam… Zatem mimo mojej całej sympatii do chodzenia boso, nie polecam brania udziału, ani wspierania kontrowersyjnych akcji pomocowych. Jeżeli chcemy pomóc, lepiej wspomóżmy zaufane organizacje, takie jak UNICEF, które ratują dzieci przed śmiercią głodową a nie przed bosą stopą…
]]>
]]>
Dzisiaj mimo upału pojechałem do Kampinosu. Jak las, to dzisiaj będzie trochę więcej o łażeniu boso…
W mojej historii rowerowej był pewien okres czasu (kilka długich lat), kiedy to rower stał na balkonie i niemiłosiernie rdzewiał i rozpadał się na moich oczach. Ja w tym czasie, żeby zażyć choć trochę ruchu spacerowałem po lesie. Żeby było ciekawiej i przyjemniej spacerowałem boso. Był to okres kiedy tak jak do domu, do lasu nie wchodziłem w butach. Przeszedłem każdy kolor szlaku, który był w zasięgu komunikacji miejskiej. Najdłuższy szlak jaki przeszedłem boso miał około 16 km. To jest naprawdę możliwe. Żyję, nic mi się nie stało. Oczywiście trzeba iść ścieżką, a nie na przełaj… Ale za uczucie mchu i piasku pod stopami nie zapłacisz kartą Mastercard… Chociaż… Nie do końca…
W 2011 roku w Gdyni powstała inicjatywa pod tytułem Marsz Neandertala. Nazwa trochę dziwna, bo Neandertalczycy inteligencją nie grzeszyli (dlatego prawdopodobnie wyginęli jako gatunek), ale niech będzie. Zadaniem uczestnika marszu było przejście boso przez las odcinka 7 km. Bardzo fajna akcja. Trochę ludzi się zebrało… Było mile i w ogóle – szkoda że zbyt późno się o tym dowiedziałem.
(Więcej zdjęć i relacje wideo na stronie domowej marszu)
Czekałem na edycję 2012. Chciałem wziąć urlop i jechać do Gdyni, ale była cisza ze strony organizatorów na temat reedycji. Długo długo nic i wreszcie pojawia się informacja. Będzie edycja 2012!!!. Hura! Jedziemy! Nagle na forum miłośników chodzenia boso pojawia się wzmianka o pieniądzach… Co? Jakoś nie chce mi się wierzyć. Wchodzę na stronę organizatora, przeglądam regulamin a tu ZONK! Cytat z regulaminu:
Każda osoba dokonująca zapisu na listę startową drogą elektroniczną dokonuje opłaty startowej na pokrycie kosztów organizacji i zapewnienia bezpieczeństwa w kwocie 15 PLN/os. – udział w marszu lub 30 PLN/os. – udział w marszu i pamiątkowy odcisk stopy. Osoby zapisujące się w dniu imprezy – opłata odpowiednio 20 PLN/os. za udział w marszu i 40 PLN/os. za udział w marszu z pamiątkowym odciskiem stopy. Płatność w dniu imprezy przy potwierdzeniu/zgłoszeniu udziału w biurze zawodów.
Rozumiem, że chodzenie boso po lesie może być ryzykowne, ale nie wymaga ono obecności karetki reanimacyjnej z chirurgiem ortopedą na pokładzie. Rozumiem też, że są przepisy, które nakładają na organizatorów pewne obowiązki, jeżeli chodzi o zabezpieczenia imprez masowych. Jednak dlaczego psuć taką fajną inicjatywę… Obstawiam, że edycja 2012 będzie klapą i frekwencja raczej nie dopisze. Może 15 PLN nie jest majątkiem, ale chodzi o zasady. Coś co jest inicjatywą prozdrowotną, ruch, przyroda powinny być propagowane kiedy tylko się da. Jeżeli są potrzebne pieniądze na promocję ruchu i zdrowia warto by ich poszukać w samorządach czy nawet w funduszach UE, zamiast sięgać od razu do kieszeni uczestników. No ale rozumiem. Tak jest niestety prościej i tu widać, że urząd zawsze frontem do klienta :((( Smutne, ale w polskich realiach to norma.
Niestety nie będę miał odcisku swojej stopy, bo data marszu zgrywa się z moim urlopem. Może 2013 będzie bardziej szczęśliwy w tej kwestii.
Wracając do dnia dzisiejszego… Po lesie oczywiście nie jeździłem boso, bo na pedałach MTB graniczyłoby to z cudem i wręcz głupotą… Ale w sandałkach już można… Więc jedziemy. Wczoraj mówiłem na temat śmieci… Dzisiaj widzę, że włodarze miejscy się postarali i zamówili ekipę sprzątającą. Śmieci zniknęły.
Góra Śmieciówa. Nieczynna już od jakiegoś czasu, ale sprzęt jeszcze pozostał. Oto spych do ubijania śmieci.
Instalacje przy kompostowni.
Z Góry Śmieciówy uczepiłem się pewnej rowerzystki (podziękowania), za którą trzymałem się do Janowa. Tam oczywiście znalazłem jakąś figurkę.
I za chwilę drugą.
Mimo, że znam kolorowe szlaki w Kampinosie, ale znam je z punktu widzenia pieszego. Gdy człowiek porusza się na rowerze, łatwo przegapić jakiś znak. Dlatego zabrałem ze sobą nawigację z mapą topograficzną (z nałożoną mapą wektorową).
Nabyłem ją w zeszłym roku. Sprawdza się fajnie, także jako piesza. Jedyne czym jestem zdegustowany to żywotność baterii. Przy nawigacji mapą wektorową (w sensie prowadź pod adres), bateria po prostu znika w oczach. Przy nawigacji mapą rastrową (czyli jako wyświetlacz mapy) jest to trochę dłużej. Podobno 8 godzin, ale ja obstawiam na góra 6 godzin. Nie mniej jednak nawigacja bardzo fajna i jestem z niej zadowolony. Bardzo precyzyjny odbiornik.
Po drodze mijamy strumień. Musi być dość rwący, skoro taką dolinę wykopał.
No wjeżdżamy do KPN w Laskach. Szlak niebieski, jedziemy na Górę Ojca. Dość pamiętna ścieżka… Tutaj też szedłem boso nie raz i nie dwa razy… Lajcik… Mimo kamieni. Jeżeli ktoś chciałby spróbować jak to jest przejść boso przez las kilka km, to polecam właśnie niebieski szlak na początek. Sporo piaszczystych ścieżek.
Jesteśmy prawie na szczycie. Tablica informacyjna, trochę wiedzy można zaczerpnąć. Jednak oczywiście komuś już przeszkadzała. Co za naród…
Góra Ojca to istna plaża. Można sobie przyjść i poczuć się jak nad morzem. Tylko szum wody trzeba sobie w iPhone przynieść…
Ojcem duchowym Lasek był jakiś ksiądz… Na górze stoi krzyż ku jego pamięci.
Mój rumak odpoczywa… Ja z resztą też.
Rześko! Tylko 32.5 stopnia w cieniu.
Moja serdeczna prośba. Przyrody i tak mamy już mało. Chrońmy to, co zostało.
Przy wyjeździe w Dąbrowie. Jest tutaj parking. Sporo ludzi przyjeżdża do KPN właśnie tu.
Ulubionym miejscem turystów niezrowerowanych jest polana Opaleń. W sumie to łąka. Miejsce do pikniku. Można tam rozpalić ognisko. Można usiąść i coś zjeść. Jest nawet plac zabaw dla dzieci. Ja też pozwoliłem sobie tutaj na dłuższy odpoczynek. Skończyła mi się woda, więc stwierdziłem, że muszę odpocząć przed powrotem do domu, bo może być nieciekawie.
Krótki filmik z Góry Ojca oraz polany Opaleń. Niestety byłem w jej mniej ciekawym miejscu.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=ebrbJKMozsI[/media]
Kwiatki…
Pomnik ku czci zgrupowania AK Kampinos.
Brrr…! Znów się ochłodziło. Niecałe 35.1 stopnia. Potem temperatura spadła do 37 stopni, ale już nie miałem siły zrobić zdjęcia. Było za zimno, by się zatrzymać.
Generalnie dzisiaj pobiłem rekord długości trasy rowerem MTB. 40 km. Łańcuch posmarowałem moją miksturą. Finish Line Ceramic Wax + Finish Line Teflon w proporcjach 1:1. Jest nieźle. Brud się nie czepia zbyt mocno a smar się trzyma dużo lepiej niż Krytech Wax. Zauważyłem jednak, ze czasami w smarze pojawiają się białe frukty. Jakby coś się ważyło. Ale mikstura niezła. Powoli się kończy, więc chyba będę musiał zakupić więcej…
]]>
Nie jestem osobą wierzącą i praktykującą, mimo iż przyjąłem wszystkie sakramenty jako dziecko. Jak to zwykle bywa w Polsce, jeżeli ktoś jest niewierzący, z automatu traktowany jest jako przeciwnik kościoła katolickiego. Wiele osób ateizm utożsamiany jest z antyklerykalizmem, a to są dwie różne rzeczy. Do czego chcę nawiązać… Jak jeżdżę przez wsie, czymś obowiązkowym, co praktycznie znajduje się w każdej wsi jest tzw. figurka (moja babcia tak mówiła). Z punktu widzenia Europy wydaje mi się, że jesteśmy ewenementem. Bardzo mi się to podoba, bo bardzo wiele tych figurek jest zadbanych, przystrojonych, świeże kwiaty itp. Powinno się takie tradycje pielęgnować. Niektóre z nich można by uznać za zabytkowe.
Koczargi Stare
Wojcieszyn
Mariew
Zaborów
Gdzieś pomiędzy Zaborowem a Paliszkowem
Na wsi są jeszcze ludzie, którzy hołdują tradycji. Ale to niestety się zmienia. I to mnie trochę smuci…
Są też bardzo ładne kościoły. Oto przykłady, które spotykam po drodze…
Stare Babice
Lipków
(chyba zamknięty, w remoncie?)
W parku, obok kościoła jest jeszcze taki jakiś budynek. Co to jest? Nie mam pojęcia. Może ktoś wie?
Zaborów
Skoro było sacrum, teraz musi być profanum. Do Starych Babic bardzo fajnie jedzie się przez Groty. Z Bemowa prowadzi tam ścieżka, która w dni ciepłe jest ukochana przez pieszych, biegaczy itp jednostki, które nie powinny z niej korzystać. Dzisiaj wyjątkowo pusta – ale trzeba tam naprawdę uważać.
Wojcieszyn. Już od dłuższego czasu trwa remont drogi i jakieś prace ziemne. Nikt nie kwapi się do ich zakończenia. Zaczyna być to trochę irytujące.
Droga na Mariew (w przeciwnym kierunku). Moje ulubione stare suche drzewo. Zatrzymałem się na chwilę żeby zrobić fotkę… Czuję pod stopą coś miękko… Mrowisko
Kilka tygodni temu zastanawiałem się co to jest… A to jest marchewkowe pole… Pole rośnie wokół nas…
No i tradycyjnie odciski Tym razem nic ciekawego nie udało się zrobić. Po wczorajszych opadach zostało jeszcze trochę niewyschniętych kałuż i błota.
Maseczka na stopę. W salonach piękności za okład z błota się płaci… Pytanie po co, skoro leży ono na ulicy… (oczywiście to żart). Nikt nie smarowałby sobie takim błotem twarzy. Chociaż niektórzy rowerzyści lubią dostać po twarzy błotem…
Najfajniej wychodzą mokre odciski na asfalcie. Tym razem jednak się nie udało.
Dzisiaj byłem w Lidlu i upolowałem taki batonik.
Smaczny. Trochę zajeżdża alkoholem. Nie wiem co to jest, ale na przejażdżkę bardzo ciekawy*.
* Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Batonik nie jest przeznaczony dla profesjonalistów – chyba że komuś podpasuje…
]]>
Standardowa trasa z Bemowa do Łomianek przez Estrady. No i miałem przykrość trafić na autobusiarza, który nie lubi rowerzystów. Pierwszy raz wyminął mnie na Nocznickiego, przejeżdżając dość blisko mnie – no bo trzeba się na trzeciego zmieścić… Potem minął mnie na Wółczyńskiej, ale to już było specjalnie po chamsku. Ulica pusta, a koleś wyminął mnie tak, że mną zabujało… Kwalifikowało się to, do zrobienia fotki numeru bocznego i zgłoszenia do ZTM’u. Mściwy nie jestem, więc sobie odpuściłem, ale żałuję teraz trochę, że jednak nie podjechałem na tą pętlę. Bo mi może nic się nie stało, ale kolejna ofiara „miłośnika rowerzystów” może dostać się pod koła… No cóż. Następnym razem nie będzie miłosierdzia…
Pierwszy przystanek w Łomiankach Dolnych. Bardzo miła okolica, aczkolwiek w samych Łomiankach sporo ruchu.
Oczywiście zostawiłem tam swój odcisk w błotku. Nigdy nie mogę się powstrzymać…
Nie wiem jak nazywa się ta rzeczka przepływająca przez Łomianki, ale wygląda na dość zapuszczoną… Choć w sumie to jest zaleta, że człowiek nie próbuje ingerować w środowisko. W sumie tak powinno być.
I to jest właśnie droga, o której wspominałem na początku. Długa, prosta i spokojna. Rewelacyjna. Chyba będzie to moja druga ulubiona trasa na dłuższe wypady.
Kościół w Łomnej.
Praktycznie w połowie drogi. Zjechałem na jakiś dziki tor przeszkód, na którym było pełno opon. Tutaj autoportret na postoju. Rower stał pod wierzbami, które bardzo mocno płakały… Tragedia. Ten sok jest bardzo trudny do wytarcia. To nie jest woda…
Były kałuże więc oczywiście nie mogłem się powstrzymać…
Tory kolejowe do Modlina. Miasto się nie rozwinęło za bardzo, ale infrastruktura coraz lepsza…
No i to jest to, za co lubię Modlin. Twierdza i rzeka Narew. Niestety nie da się tego przedstawić na zdjęciu takim kiepskim aparatem i obiektywem…
No i kompletnie nie planowana, wisienka na dzisiejszym torcie. Twierdza Modlin zdobyta! Zwiedzałem ją parę dłuuuugich lat temu, jeszcze za czasów studenckich. I stwierdzę, że nie warto tego robić na własną rękę. My jako grupa załatwiliśmy sobie przewodnika. Był nim jakiś wojskowy z jednostki. Wziął wtedy od nas 150 czy 200 PLN, ale to było 4 godziny zwiedzania i ciekawych atrakcji, których zwykli turyści nie mogą zobaczyć. Byłem np w części, gdzie jeszcze w latach komuny było więzienie… Byłem w podziemnych tunelach, które są pod całą twierdzą…
]]>
Niebo wtedy bardzo ładnie odbija się w wodzie. Woda w Wiśle co prawda zielona… No i nie do końca ładnie wygląda jak bliżej się przyjrzeć. Co jakiś czas coś ciekawego przepłynie… Nie pachnie też ładnie, ale na szczęście na tej wysokości zapachu już nie czuć.
Zwykle jadę koło EC Żerań.
Jakoś tak się kręciłem, kręciłem i w kontekście bardzo czystej rzeki, dotarłem do nowej oczyszczalni ścieków Czajka. Nie radzę przejeżdżać od strony od zawietrznej, bo poprostu pachnie regularnym szambem. Oczyszczalnia znajduje się w miejskim lesie. Obok niej ludzie mają regularne działki wypoczynkowe. Współczuję. Oczyszczalnia wygląda jednak imponującą. Parę ładnych hektarów i parę ładnych złotówek na to poszło… Oto kilka fotek.
A w drodze powrotnej znów znalazłem skradzione wieko od studzienki. Nie daj Boże wpaść w nie kołem… W ogóle nie oznaczone! Pewnie oznaczą dopiero jak ktoś wpadnie do kanału i wypłynie w Czajce…
Wracamy do domu. Fotka „w biegu”…
Akurat trafił się asfalt o konsystencji gęstego błota. Odcisk zostawiłem koło schodów na Moście Grota. Ciekawe ile czasu przetrzyma.
A to już fotka z wiaduktu nad Wisłostradą w pobliżu Mostu Północnego. Ciekawie kiedy tam oddadzą ścieżkę rowerową… Mówili coś o czerwcu…
]]>