Teraz składniki (proporcje wagowe):
Migdały, cukier i likier wrzucamy do malaksera i miksujemy tak długo aż uzyskamy tak gładką masę jak tylko się da (w domowych warunkach). To nie sklep, mogą być wyczuwalne grudki – to nawet lepiej, gdyż będzie świadczyć to o manufakturze, a nie o produkcie sklepowym.
Kilka słów na temat ostatniego składnika – likieru. Ja dodałem amaretto, tak jak to jest w większości przepisów. Amaretto jest likierem o smaku migdałowym więc podkreśla smak. Czy musi być to amaretto? Nie. Może to być rum lub inny alkohol. Oczywiście wtedy będą różne nuty smakowe. Według mnie jednak musi to być alkohol. Niektóre przepisy mówią o tym, że można dodać wodę. Teoretycznie tak, ale po pierwsze alkohol wydobędzie smak z orzechów, a po drugie woda i tłuszcz (orzechy) no nie łączą się ze sobą tak dobrze… Teoretycznie duża ilość cukru powinna załatwić sprawę – ale moim zdaniem… No naprawdę… To będzie substytut…
Po mieleniu w malakserze masę należy wyłożyć na talerz i ugnieść. No i „róbta co chceta”. Możną ją zjeść łyżką, może posłużyć jako baza do trufli (powlec czekoladą lub kakao). Marcepan to tłuszcz i cukier. Można przechowywać pewnie bez lodówki, ale zaleca się w lodówce. Podobno trzyma kilka miesięcy…
]]>Brak wiedzy szkodzi, bo można naciąć się na różnego typu prowokacje i nieprawdziwe informacje. Co jest w przypadku GMO. Uważam, że jest podobnie. Żywność genetycznie modyfikowana jest stosunkowo młodym wynalazkiem i jak ta żywność na nas wpływa. Pierwsze produkty GMO pojawiły się dopiero na początku lat 90-tych XX. wieku. Hmmm… Nieco ponad 20 lat. To trochę krótko, aby ocenić jak technika GMO ma długofalowy wpływ na człowieka i przyrodę.
Ale zaraz zaraz… Ludzie manipulacją genów zajmują się od wieków… Manipulowaliśmy genami nawet, gdy ich jeszcze nie odkryliśmy. Jak robimy miękkie (zdrowe) GMO? Proste:
Zarówno jeden jak i drugi mechanizm jest przyrodzie znany. Człowiek robi to po prostu szybciej… Ale człowiek odkrył też, że można wziąć gen szczura i wszczepić go kukurydzy, dzięki czemu coś tam coś tam coś tam. No czegoś takiego przyroda nie zna, żeby szczur kopulował z kukurydzą… Tzn kopulować to sobie może, ale nic z tego nie będzie w naturze – a w laboratorium dzięki technice jest… I to ładna, jędrna kolba, odporna na różne choroby. Żeby było łatwiej, taniej, więcej…
Na grzyba nam to… Po co taniej, łatwiej więcej. Przed GMO ludzkość nie cierpiała głodu. Już dzięki chemii i technice nie dość, że jesteśmy w stanie się wyżywić, ale produkujemy więcej niż jesteśmy w stanie spożyć. Zatem po co nam jeszcze więcej…
Odpowiedzią są pieniądze… Ideałem jest firma Monsanto, która wyprodukowała środek wszystkobójczy oraz odmiany roślin, które są na niego odporne. Dokąd nas to zaprowadzi? Nie wiadomo…
No to na smaczne zakończenie przepis na pastę.
Składniki:
Jak widać na załączonym obrazku mięso łososia hodowlanego jest bardziej tłuste i jaśniejsze. Jest hodowany w specjalnych farmach morskich, karmiony przemysłową paszą, zawiera więcej toksyn bla bla bla. I co w związku z tym? Wszystkie slowfood’owe serduszka nawołują bezmyślnie do bojkotu hodowli i do kupowania tylko i wyłącznie dzikiego… Czy słusznie?
Irytuje mnie fakt, że ludzie co raz częściej i bezmyślnie rzucają się w wir populistycznych haseł, bez chwili refleksji. Dziki łosoś – brzmi świetnie w skali mikro, ale trzeba się chwilę zastanowić co się dzieje w skali makro.
Generalnie ryby morskie to jedyny zasób przyrody, który mocno nie cierpiał z powodu eksploatacji przez człowieka. Ale ten stan się kończy. Greenpace opublikował listę gatunków ryb zagrożonych. Można ją znaleźć tutaj: http://www.greenpeace.org/poland/PageFiles/351926/CzerwonaLista2013.pdf. Łososia jeszcze na niej nie ma, ale pytanie jak długo, gdy wszyscy bezmyślnie rzucimy się na niego? To, że co raz częściej stać nas na to, by pozwolić sobie na spożywanie dziczyzny, to musimy to robić? Nie! Łowiska nie są eksploatowane, są TRZEBIONE!!!. Jak wszyscy rzucimy się na łososia dzikiego, to lada dzień pojawi się on na czerwonej liście.
Nie widzę przeszkód, aby kupić łososia hodowlanego. Jeżeli ryba jest hodowana w odpowiednich warunkach, karmiona wysokiej jakości karmą, nie będzie wcale gorsza. Dorabianie do tego wirtualnych walorów czy wad jest głupotą.
Jakiś czas temu kupiłem w Tesco najtańszego łososia wędzonego. Przeterminował się o 6 dni, więc trzeba było coś z tym zrobić. Twardy, słony i pewnie dymu nie widział. Ale da się zjeść. Łosoś był w kawałku, ze skórą z łuskami, więc musiał się trochę trochę popracować, żeby go oskórować. Było jednak warto…
Składniki:
Wszystko wrzucamy do malaksera i mielimy na pastę. I koniec. Jak ktoś zna wędlinę pod nazwą „metka łososiowa”, to konsystencja i smak jest podobny. Różnica jest taka, że metka łososiowa obok łososia nie leżała, to w większości tłuszcz wieprzowy chemicznie doprawiony, a tutaj mamy prawdziwą metkę z prawdziwego łososia hodowlanego. Ja zjadłem ją na śniadanie z połówkami ogórka. Wątroba się nie cieszy, bo sporo tłuszczu, ale cóż – przynajmniej nie dobiłem jej chlebem
Zawsze byłem i będę przeciwnikiem spożywania dzikich zwierząt, szczególnie tych, których jest mało.
]]>Zainspirowałem się kuchnią meksykańską, a w szczególności potrawą pod nazwą burrito. Mój oryginalny przepis, który popełniłem:
Potrawa jest bardzo prosta w przygotowaniu. Przy założeniu, ze kupimy mięso już zmielone, należy posiekać i zeszklić cebulę, paprykę i czosnek. Ja do tego użyłem masła i niestety bardziej to poddusiłem niż zeszkliłem. Ale nie jest źle. Do garnka wrzucamy pomidory, zeszklone warzywa mięso i dusimy. Potem dodajemy przyprawy – dusimy. Na koniec dodajemy fasolę i kukurydzę. Trochę dusimy i finito.
Ku mojemu zdziwieniu jest problem z nabyciem „żywej” papryki chili, nie wspominając już o jalapeno. Miałem co prawda paprykę jalapeno, ale trochę boję się jej otworzyć. Papryka przeterminowała się w 2009 roku, ale jak widać na załączonych zdjęciach jest w idealnym stanie. Najwyraźniej mocy nie straciła…
Buritto zawija się w „tortiję” (tak się poprawnie wymawia nazwę pszennego placka) i podaje z dipem czy sosem. Nie jest to potrawa typowo kolarska, ale smaczna…
A dla tych, co mają zdrową wątrobę, jeszcze sos/dip czosnkowy:
Blender i jazda.
Schab trzeba przeciąć wedle spiralki, którą zaznaczyłem na pierwszym obrazku tak, aby powstał wielki płat mięsa, który trzeba potem dodatkowo rozbić tłuczkiem. Po wykonaniu powinno to wyglądać mniej więcej tak.
Chirurgiem bić nie trzeba, ale ostry nóż w kuchni się przydaje. Potem należy udusić pieczarki, czerwoną cebulę oraz kawałek pora. Dlaczego czerwona cebula? Wcale nie dla tego, że modra kapusta, ale dlatego, że czerwona cebula jest „słabsza”. Biorąc pod uwagę, że mamy już por, to cebula zwykła byłaby za mocna. Podczas duszenia warzyw podlewam je co jakiś czas niewielką ilością wody. Pod koniec dodajemy pieprz sól i trochę papryki czerwonej słodkiej. Na koniec dodaje się składniki „zimne” czyli czosnek (cały słoik, posiekany), 3/4 słoika ogórków oraz natkę pietruszki. Po uduszeniu wygląda to mniej więcej tak.
Kolejnym krokiem jest nałożenie nadzienia na mięso. Nie żałujemy. Jak się wysypie – trudno.
Potem jedna z trudniejszych części czyli zwijanie. To nie sushi, maty nie ma, trzeba posłużyć się własną ręką i zawinąć mięso w roladę tak, aby zbyt wiele nie wyleciało. Potem trzeba mięso związać, bo inaczej może otworzyć się podczas pieczenia. Sznurek do mięsa można nabyć w większości hipermarketów.
Wkładamy na blachę do pieczenia, polewamy olejem, a następnie prószymy solą, pieprzem i czerwoną papryką czerwoną słodką. Do blachy wlewamy około 300-400 ml bulionu. Wstawiamy do piekarnika z termoobiegiem na 40 minut w 180 stopniach. Smacznego.
]]>No to co? Gotujemy. W zeszłym tygodniu zrobiłem sobie potrawkę:
Standardowo. Włoszczyzna ugotowana (z magicznym składnikiem) i zblendowana. Do tego posiekałem pozostałe rzeczy i poddusiłem. Na koniec podudzia z kurczaka pociąłem na 3 części każde i wrzuciłem na kilkanaście minut, aby mięso jedynie się delikatnie ugotowało w niskiej temperaturze. Drobiu nie można gotować długo, bo będzie suche i nic nie warte. Przyprawiłem, zalałem śmietaną i voilà. Pół gulasz, pół zupa. Sporo papryki, trochę cebuli, pieczarki.
No i teraz co to jest magiczny składnik… Piekliście kiedyś mięso typu karkówka lub boczek? Jeżeli robicie to w rękawie i tego mięsa jest dużo (np na święta) z mięsa wycieka „woda”. Ta woda to nic innego niż soki. Coś cudownego. Moja mama (ja też), zawsze to zbiera do miseczki i odstawia do stężenia. Powstaje galaretka, często z dużą ilością tłuszczu. Po stężeniu tłuszcz można usunąć – albo wykorzystać – co kto lubi. Galaretka często jest bardzo słona więc do jedzenia się nie nadaje (choć ja bardzo lubię), ale jest to rewelacyjna baza do sosów (zamiast kostki rosołowej). Dostałem jakiś czas temu słoik takiej galaretki. Wywaliłem tłuszcz z wierzchu, a galaretkę wrzuciłem do potrawy. Z ilości składników jedzenia wyszło na tydzień. Nie musiałem korzystać z kateringu w pracy, który nie jest zbyt dobry… (bardzo tłusty).
]]>
Składniki:
– dwie torebki zupy grzybowej z mrożonki (trzeba kupić dobrej jakości zupę lub dołożyć suszonych grzybów)
– żeberka (około 1kg)
– kostka bulionu z kury
Marynata do żeberek:
– trochę oliwy
– papryka ostra (dużo)
– sól
– pieprz (dużo)
– cząber
– majeranek
– rozmaryn
Duszenie: mięso zamarynować, po 24h dusimy w zupie około 0.7-1l wody. Po około godzinie wyjmujemy żeberka i blendujemy warzywa – koniec.
Inne składniki „sprzedane” przez kolegę z pracy (moja wersja),
– włoszczyzna (dwie paczki)
– jakieś mięso
– dwie kostki bulionu
– pesto (słoik około 190g)
– śmietana 500ml 12%
– liście szpinaku 0.5kg
Postępowanie to samo. Po zblendowaniu warzyw dodajemy śmietanę i liście szpinaku. Wychodzi kwaskowy sos z bardzo wyraźnym posmakiem pesto. Niezłe.
Teatrzyk „Zielona Gęś” przedstawia… Pierś z gęsi w winie. Pierwszy raz w życiu jem tego ptaszka. Pierś zakupiona w Lidlu. I tutaj się rozczarowałem, bo myślałem, że będzie to filet – przynajmniej tak wyglądało to w pudełku. Niestety. Pierś była cała, czyli z korpusem. Trzeba się trochę nagimnastykować, aby to wyfiletować. Straty też się nieuniknione. Zostają tzw „polędwiczki”. Ale jeżeli ktoś robi zupy, to z takich pozostałości można pewnie zrobić wywar. Tak też poczyniłem, bo szkoda byłoby wyrzucić te okrawki, które pozostały na kości.
Bardzo popularnym przepisem na jest gęś w jabłkach lub pomarańczach. Ja jednak poszedłem w sobie znanym kierunku z pewną winną modyfikacją. Problem w tym, że nie jestem sommelierem i nie wiem czy dobrałem odpowiednie wino.
Jak powiedziałem w sklepie: „czerwone wytrawne do marynaty” to dostałem Hardys Bin 343 Cabernet Shiraz. Hmmm… Smak co najmniej dziwny. Wino bardzo aromatyczne i mocnawe. Do picia nie polecam, ale może do marynaty się nada. Tak też poczyniłem. Po wymieszaniu marynata miała taki jakiś dziwny zapach… Takie mocne winogrono z nutą wiśni… Coś w ten deseń. Bardzo wyczuwalny jest czosnek, szczególnie dnia następnego. Trochę za dużo czosnku. Dla tych, którzy go nie lubią wystarczy w zupełności jedna główka na taką ilość mięsa. Standardowo – przed pieczeniem mięso trzeba odsączyć z marynaty.
Piekłem w 150 stopniach przez 1h20min. Trochę za długo, ale przy poprzednim „kaczym” rozdaniu mięso wyszło trochę za twarde. Mimo nie do końca przyjemnego zapachu marynaty mięso jest bardzo dobre. Ale to tak jest w przypadku moich przepisów. Marynata zwykle śmierdzi podczas pieczenia (np ocet), a wersja finalna jest zupełnie inna. Jedyne co nie wypaliło to skóra. Nie jest chrupiąca, dość gruba, więc niektórym taka wersja może nie smakować. Następnym razem odwrócę zarówno kaczkę i gęś skórą do wierzchu. Powinna zrobić się chrupiąca.
]]>Przede wszystkim marynaty musi być tyle, żeby przykryć mięso, ale je tylko posmarować… Co do ilości przypraw. Spore garście, od serca. Z papryką nie ma co przesadzać w tej wersji marynaty. Ważnym elementem jest ocet. Albo balsamiczny albo jabłkowy. Na około 700ml marynaty wlałem jakieś 100ml octu – czyli dość sporo. Kaczkę zalewamy marynatą i wstawiamy do lodówki na 48 godzin. Ze względu na to, że marynata jest bardzo aromatyczna, mięso musi delikatnie obcieknąć. Jeżeli na mięsie pozostanie jej zbyt dużo, wtedy będzie ono „za mocne”. Pieczemy w piekarniku z termoobiegiem w temperaturze 150 stopni przez 40 minut.
]]>
W przygotowaniu takiej potrawki wielkiej filozofii nie ma. Zamrożone ważywa i szpinak wrzucić do garnka, dolać trochę oliwy z oliwek i rozdrobiony czosnek i na mikroogniu rozmrozić. Czosnek dodajemy na samym początku bo jest twardy i musi zmięknąć. Ważywa i szpinak puszczą wodę, która się przyda w sosie. Gdy warzywa się rozmrożą dodać surowego kurczaka (pociętego w paski lub kostkę) i znów na bardzo delikatnym ogniu aż mięso się zetnie (kurczak z różowego zmieni kolor na biały). Nie smarzyć! Mięso ma być w środku surowe. Następnie dodajemy śmietanę, sos, pieprz (dużo) i sól. Dusimy przez kilkanaście minut na wolnym ogniu. Sos ma delikatnie puszczać bąbeli a nie się buzować. Potem dodać ser starty na tarce i mieszać do momentu jego rozpuszczenia. Ser jest do zagęszczenia sosu. Całość w garnku wygląda mniej więcej tak.
Niestety zdjęcie jest dziesiejsze, a potrawa wczorajsza, więc wygląda ciutkę inaczej, bo składniki przegryzły się przez noc. Wydaje mi się jednak, że przez to jest smaczniejsza niż wczoraj. Ilość składników jest mniej więcej na 2-3 osoby (bardzo duże porcje). To raczej nie jest dodatek do czegoś. Jest to potrawa sama w sobie.
Sosu słodkokwaśnego należy dozować z umiarem. 150ml to sporo, potrawa wyszła zbyt słodka. To jej jedyny mankament, poza tym jest rewelacyjna.
Przypomina mi to narodową potrawę z Wysp Zielonego Przylądka. Catchupa w całej okazałości:
To tak jak z naszym bigosem. Każdy wrzuca to co ma i jest… Tylko że u nas niektórzy na świąteczny bigos zbierają zepsute resztki wędlin przez cały rok… Fuj!