W ciągu ostatnich kilku lat nastał bum na zdrowy styl życia. Biorąc pod uwagę jak wyglądał kiedyś popularny model odżywiania się, czyli schabowy z kapustą i do tego setka wódki a popołudnie spędzone przed telewizorem, wszelkie ruchy promujące zdrowy styl życia są ze wszech miar pozytywne. Czy aby na pewno? Czy w tej całej modzie na zdrowy styl życia nie jesteśmy lemingami i nie popełniamy zbiorowego samobójstwa?
Leming to taki mały gryzoń występujący w Europie, Azji i Ameryce Północnej. Wokół tych zwierzątek ukształtował się pewien mit, mówiący o tym, że gdy populacja lemingów na danym terenie jest zbyt duża, to dążą one do popełnienia masowego samobójstwa, celem niedopuszczenia do zagęszczenia populacji. Oczywiście jest to nieprawda, ale mit jak to mit żyje swoim życiem. W kulturze określenie „leming” oznacza osobę, która bezkrytycznie wierzy we wszystko co jest serwowane w mediach (internet, telewizja), przy czym sama uważa się za mądrego eksperta. Lemingi cechuje brak indywidualności oraz podatność na manipulację. Dążą upodobnienia się do większości grupy, co w konsekwencji wykształca nietolerancję dla wszystkiego co odbiega od „ogólnie przyjętej normy”. Ogólnie skrajny konformista, powielający wszelkie trendy, mody oraz narzucone wzorce. Co leming ma wspólnego z „wege”?
„Wege” to weganizm. Dieta wegańska jest krokiem dalej w stosunku do wegetarianizmu, oznacza odrzucenie w diecie wszystkich składników pochodzenia zwierzęcego. Oprócz tego, że nie jemy już mięsa, nie jemy także jajek, mleka serów. Pamiętajmy także, że nie tylko o nabiał chodzi. Żelatyna jest pochodzenia zwierzęcego, więc odrzucamy wiele słodyczy ją zwierających. Co dostajemy w zamian? Świat roślinny jest bardzo bogaty. Stwierdziłbym, że dużo bardziej bogaty niż świat zwierzęcy. Wystarczy pójść na jakiś targ azjatycki i zobaczyć ile gatunków owoców i warzyw możemy kupić. Świat wegański znalazł wiele substytutów zwierzęcych produktów. Są mleczka i sery roślinne, wegański majonez, wegańskie słodycze. Dysponujemy zatem bardzo bogatą paletą sposobów i składników, aby przygotowywać pełnowartościowe posiłki. Należy jednak pamiętać o pewnej ważnej rzeczy. Jesteśmy zwierzętami wszystkożernymi. Nasz układ pokarmowy jest zbyt krótki by trawić rośliny wszystkie rośliny, a zbyt długi, aby odżywiać się stale mięsem. Ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do tego, aby bazować na roślinach z niewielkim dodatkiem mięsa. Jest wiele roślin bogatych w biało, podobnie jak mięso, ale jest wiele składników w mięsie (aminokwasy), których substytut roślinny nie istnieje. Zatem przy diecie wegańskiej trzeba naprawdę uważać i dokładnie liczyć to, co się je, aby nie doszło do niedoborów w diecie.
Tylko dieta? Można pójść jeszcze jeden krok dalej i wege rozszerzyć na całą przestrzeń życiową. Z miłości do zwierząt odrzucamy wszystkie produkty, które mogą być z nimi związane. Ot przykład. Buty z certyfikatem wegańskim. Producent deklaruje, że buty nie zwierają składników pochodzenia zwierzęcego oraz takie składniki nie zostały wykorzystane podczas produkcji. Wyglądają jak zwykłe buty. Kosztują 3x tyle, to normalne buty, tak samo wyglądające. Wszystko, co ma certyfikat wege jest droższe… Czy to nie jest już szaleństwo? Czy naprawdę musimy być lemingami i brać wszystko to wszystko bez zastanowienia? Czy naprawdę jesteśmy przekonani głęboko o słuszności tych poglądów, czy to tylko kolejna moda forsowana przez media i kolegów z korporacji? Odnoszę wrażenie, że niestety co raz częściej w tej kwestii jesteśmy lemingami ulegającymi modzie niż faktycznie przekonani o słuszności takiego postępowania. Przykładem jest dieta bezglutenowa. Jakieś „amerykański naukowiec” rzucił hasło: gluten jest zły. Wieść rozniosła się po internecie z prędkością błyskawicy i już miliony ludzi odrzuciły gluten (czyli zboża), mimo że go świetnie trawią i tolerują. Ludzie jedli gluten od tysięcy lat i jak widać na załączonym obrazku mają się dobrze. A co dzieje się dzisiaj? Dzisiaj wystarczy rzucić hasło i następuje lawina bezmyślnego działania. Dokładnie tak działają lemingi, reagują jedynie pod wpływem bodźców zewnętrznych… To całe wariactwo wokół diety można czasami skwitować poniższym memem…
Cytując za Fredrą: „Znaj proporcjum, mocium panie!”. Byłem mięsożercą, ale z przyczyn zdrowotnych musiałem znacznie zwiększyć udział warzyw i owoców w mojej diecie. Chwalę sobie taką zmianę, lubię gotować a z kuchni wege czerpię wiele pomysłów. Moja dieta wzbogaciła się o różnorodne smaki i to jest w tym wszystkim najfajniejsze. Dla mnie nie jest istotne co jem, ważne żeby mi smakowało. Jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do wąskiego myślenia i wali pięścią w stół krzycząc „Mięso ku***!”, no to mu współczuję, bo nie wie, co traci… Ale pomimo wszystkiego nie zrezygnowałem z mięsa, mleka oraz jaj. Do mojej diety dobieram odpowiednio wysokiej jakości składniki.
Pomimo, iż bardzo lubię programy Marty Dymek, kupiłem jej dwie książki (przykładowy ciekawy przepis powyżej), to nie dam się wciągnąć w ten cały wegański szał, bo dla mnie jest to po prostu obłęd. Wege-koncepcja zupełnie do mnie nie trafia. Znacznie taniej i przyjemniej jest chodzić boso niż kupić buty z certyfikatem wege. Ale lemingowi łatwiej ulec modzie niż pójść pod prąd…
Nie mam nic przeciwko temu, że hoduje się zwierzęta w różnych celach. Jedyne czego nie toleruję to odstrzału dzikich zwierząt, bo robimy to jedynie dla przyjemności jedzenia i zabijania, a nie dla potrzeby przeżycia.
Jestem zdania, że w obecnych czasach, gdy jesteśmy pod stałym ostrzałem przez różne mody i koncepcje na zdrowy styl życia (często ze sobą sprzeczne), bardzo ważną i niezwykle cenną umiejętnością jest skrupulatne wybieranie poszczególnych składników i budowanie z nich własnej drogi. Rzucenie się w wir szaleństwa przynosi często negatywne skutki, dlatego powinniśmy przestać biec jak leming na skraj przepaści, tylko zatrzymać się i rozejrzeć z głową.