Dzisiaj bez gleby…

Po raz drugi w SPD. Poprawiłem nieco bloki. Wypinają się nieco łatwiej, więc dzisiaj gleby nie było. Stopy jeszcze nie przyzwyczajone do jazdy w tak sztywnym obuwiu, ale jest już coraz lepiej i w sumie coraz ciekawiej.

 

 

Lato, buty, skarpetki i ja – no po prostu idealnie połączenie :yucky:

 

 

Jechałem dzisiaj przez KPN. Widziałem dużo powalonych drzew. Musiało ostatnio trochę wiać. Chociaż nie przypominam sobie, żeby była w Warszawie w tym roku jakaś katastrofalna wichura czy ulewa. Ten rok można uznać za spokojny. Tym razem trafiłem do jeziora Opaleń. Tego właściwego, które jest ostoją przyrody.

 

 

 

 

A podczas dojazdu do Kampinosu miałem bardzo ciekawą sytuację. Jadę sobie Księżycową, mijam jakiegoś faceta grubo po 40-tce, może nawet po 50-tce, na starym góralu (piszczącym). Toczył się ślimaczym tempem… Może ze 20km/h, bo ja mają 23-25 km/h minąłem go bez problemu. Po dłuższej chwili słyszę, że pisk się zbliża… Koleś wsiadł mi na koło. Zacząłem przyspieszać, a on chyba próbował mnie wyprzedzić. Jednak wymiękł przy około 33 km/h. Szacunek dla niego, bo jeszcze chwila i sam bym odpadł. Nie lubię się ścigać, ale jeszcze bardziej nie lubię takich typów ludzkich, który jedzie jak ślimak, a Zenon Jaskuła budzi się w nim, gdy minie go ktoś w kolorowym stroju i lepszym rowerze – w myśl „Mолодец, Ну, погоди!„.

Ten wpis został opublikowany w kategorii W trasie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.