Wiosna pełną buzią – że tak ujmę. Bardzo się z tego cieszę, bo już nie chce mi się ubierać w pancerne ubranie. Dzisiaj chyba mieliśmy jeden z cieplejszych dni w tym roku. Z tego co pamiętam, jest to też jeden z cieplejszych dni kwietnia w ostatnich latach. Nie przypominam sobie, abym w połowie kwietnia jeździł w typowo letnim stroju. Pod koniec – zdarzało się, ale raczej nie w okolicach 20-tego. Skoro tak, to zmieniam tryb jazdy na 2x 25km.
Dzisiaj też miałem nadzieję na pierwszą wiosenną burzę. Jedną miałem już za sobą, ale się nie liczy, bo była po 22 i raptem dwa grzmoty. Burzy dziś nie doświadczyłem, ale zaskoczył mnie deszcz podczas drogi powrotnej z pracy.
Jechałem pod chmurką od centrum Reduta aż na samą Wolę. W takich sytuacjach mi i tak było wszystko jedno, bo strój był właściwy. Klapki w sakwie, a letnie spodenki i koszulka. Mimo, że zmokłem, wyschłem zanim zdążyłem się zdecydować czy jechać dalej, bo chmury nad horyzontem były dość ciężkie. Urokiem jazdy nawet w krótkim deszczu jest to, że wszystko od kolan w dół jest mokre i pokryte kurzem.
Stwierdzam, że polskie społeczeństwo ubiera się zgodnie z kalendarzem, a nie z aktualną prognozą pogody. Rano, gdy jechałem do pracy, spotkałem tylko jedną osobę, która przewidziała, że po południu będzie cieplej i ubrała się stosownie do pogody. Większość miała na sobie grube jesienne kurtki. Jedną rowerzystkę widziałem w płaszczu i bufiastej chuście owiniętej wokół szyi… Już współczułem, mimo że było jakieś 13-15 stopni. A co dopiero jak temperatura skoczy do 25 stopni (tyle pokazał termometr rowerowy, gdy wracałem)… Podejrzewam, że mój dzisiejszy ubiór zaszokował niejedną mijaną osobę.
