Coś dziwnego dzisiaj się stało. Nie mogłem opanować tętna. Serce waliło mi tak, że nie mogłem zejść poniżej 135-140 uderzeń nawet przy małych prędkościach.
Finalnie na koniec dnia zaliczyłem zgon. Poprostu padam na twarz. Rano. 61km (teoretycznie spalonych 3300 cal). Niecałe 2 godziny odpoczynku i 15 km (spacerowym tępem). Potem piwo ze znajomymi. I to był zły pomysł… Oczy na zapałkach. Myślałem że zasnę…
Trochę fotek z dzisiejszej wycieczki. Próbowałem przejechać Mostem Północnym, ale był dość duży ruch, dość niebezpiecznie, więc pojechałem na Trasę Toruńską…
Dziura w jezdni po skradzionej (najprawdopodobnie) kratce kanału burzowego… Ba! Żeby po jednej. Brakuje kilku. Nie daj Boże wpaść rowerem bądź samochodem.
Postój w Choszczówce.
Skutki jeżdżenia boso… Ale lepsze to niż kiszonka w bucie.
Ciekawostka którą zauważyłem kilka dni temu, a widać ją na zdjęciu. Oprócz brudu z ulicy pęta ma taki źółtawy kolor… Od czego? Klapki… W zeszłym roku sprawdziłem sobie kapki marki Gallus (Deichmann). Ciemny brąz, zarówno skóra jak i misiowa wyściółka. I ta wyściółka tak barwi. Co ciekawe bardzo trudno to zmyć, szczególnie jak często się w nich chodzi. Klapki kosztowały blisko 200 PLN – fail. Ostatni raz kupiłem takie.