Jeszcze w zeszłym roku myślałem, że można bezkarnie jeździć dziennie po 50 km, pracować na wydłużonym etacie i pić hektolitry kawy. Niestety nie ma nic za darmo. Mimo, że człowiekowi wydaje się, że tak można, to zmęczenie tak czy inaczej przychodzi. U mnie jest tak, że w ciągu tygodnia najcięższe dni to czwartek i piątek, gdy tracę siły na jazdę. W ciągu sezonu zmęczenie przychodzi zwykle w okolicach sierpnia. Myślałem, że w tym roku będzie inaczej, ale niestety nie. Zmęczenie przyszło i to większe niż wcześniej. Uświadomiłem to sobie dopiero po powrocie z urlopu, po którym stwierdziłem, że wcale nie wypocząłem.
Stwierdziłem, że trzeba jednak coś zrobić. Nie można cały czas odżywiać się kanapkami i ociekającymi w tłuszcz obiadami z taniego kateringu. Jak podliczyłem czas dnia, to wtedy wyglądałby on następująco: pobudka, rower, praca, rower, kuchnia, sen. Lubię gotować, ale bez przesady. Nie mogę całego tygodnia spędzać w kuchni.
Jaka jest alternatywa? A jaka może być. Suplementy diety, czyli piguły. Przede wszystkim w mojej diecie brakuje witamin. Jem mało owoców i warzyw. Dodatkowo witaminy i minerały wypłukiwane są przez kawę (kilka 4-6 filiżanek dziennie). W górach odczuwałem bóle stawów, szczególnie przy schodzeniu. Zatem coś na stawy… No i smaczny, ale ociekający tłuszczem katering zrobił swoje wątrobie, więc przydałoby się coś na wspomożenie regeneracji. W sumie wątroba by przeżyła i bez tego, ale dobiłem ją ostatnio potrawką z kurczaka w sosie serowym. Oto powstał zestaw piguł:
- Multiwitamina i minerały. Jedna pigułka pokrywająca 100% dziennego zapotrzebowania.
- Kolagen. Alternatywą jest jedzenie wszelkiego rodzaju galaretek, chrząstek (np z kurczaka, są bardzo miękkie), niektóre ryby.
- Glukozamina. Sam kolagen to nie wszystko. Coś musi pomóc. Podobno jest to glukozamina i chondroityna, ale są badania, które podważają wpływ glukozaminy na odbudowę chrząstki stawowej.
- Fosfolipidy wspomagające regenerację wątroby.
- Olej z wątroby rekina jako źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Rezygnuję także z kateringu, trzeba zacząć więcej gotować. Kasze zamiast ziemniaków. Trochę mniej mięsa i więcej warzyw. To się akurat da robić. No i najgorsze… Zmniejszam dzienny dystans o połowę. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na chwilę obecną jest lepiej. Nie odczuwam już takiego zmęczenia, ale to za wcześnie by cokolwiek więcej powiedzieć, bo „kurację” stosuję od nieco ponad tygodnia. Potrzebny jest miesiąc, może więcej.
Wracając do „nie ma nic za darmo”. Ostatnio znów pojawiła się smutna informacja o śmierci sportowca amatora – triathlonisty. Czym się różni amator od zawodowca? Dla zawodowca sport jest pracą, po której się odpoczywa. Jest czas na pracę i czas na regenerację. A amator? Pracuje 8 godzin w korporacji, a następnie odpoczywa na treningu. Czy to możliwe? Nie. Można z organizmu chwilowo wycisnąć znacznie więcej niż zwykle się daje. Prędzej czy później jednak organizm upomni się o swoje.
Jak zwykle w takich sytuacjach mówimy, że coś takiego nie powinno się zdarzyć, że ktoś umiera na zawał podczas maratonu – a jednak się dzieje. Ludzie zaczynają masowo uprawiać sport, nie będąc świadomi swoich przypadłości. Często wyzwania podejmują osoby, które wcześniej nie uprawiały regularnie żadnej aktywności lub w minimalnym stopniu. Maraton czy triathlon to poważne obciążenia dla organizmu i należałoby skonsultować się z lekarzem przed pierwszym startem.