Można powiedzieć, że sezon rowerowy rusza. Nie ruszył jeszcze w pełni, ale co raz więcej rowerzystów pojawia się na ulicy, ścieżkach i o zgrozo chodnikach. Początek sezonu zaowocował w Pruszkowie dość poważnym wypadkiem (info na WPR24). Idiota – bo inaczej nie można nazwać tego człowieka – potrącił 7-letniego chłopca na przejściu dla pieszych. Niestety potrącił go tak niefortunnie, że kierownicą „skasował” mu twarz. Siła uderzenia musiała być potężna, gdyż dziecko wylądowało w szpitalu z pękniętymi kościami twarzoczaszki.
Sytuacja jest nieciekawa, gdyż sprawcy na chwilę obecną nie ujęto. Powiedzmy sobie szczerze. Monitoring to jedyna szansa. Należy mieć nadzieję, że jakość obrazu będzie na tyle wysoka, że uda się kogoś rozpoznać lub przynajmniej mniej więcej ustalić okolice, gdzie ta osoba przebywa.
I teraz pytanie. Czy ta sytuacja jak zwykle pozostanie bez echa, czy może zaczniemy wreszcie mówić o bezpieczeństwie i kulturze jazdy. Znów nawiążę do Masy Krytycznej, która moim zdaniem nie odpowiada na bieżące problemy rowerzystów. Bezpieczeństwo i kultura jazdy to obecnie podstawowy problem, który jest znacznie ważniejszy niż batalia o ścieżkę rowerową na spalonym moście. Naprawdę… po dziesiątkach km nowych ścieżek nie jeździ się lepiej, w momencie, gdy ich użytkownicy nie potrafią z nich korzystać.
Rowerów przybywa, a wraz z nimi rowerzystów bez doświadczenia i z wątpliwą kulturą jazdy (uprawianą świadomie lub nie). Przez 3 lata dojazdów do pracy byłem świadkiem takich scen, których analogii w ruchu samochodowym nie odnajduję. Oto przykład. Rowerzyści zapominają, że na ścieżce obowiązuje prawostronna zasada ruchu i zwykle jest ona dwukierunkowa. Bardzo wiele osób po dojechaniu do krzyżowania omija kolejkę stojącą na prawej stronie ścieżki i zatrzymuje się na pasie dla przeciwnego kierunku ruchu. To samo dzieje się po drugiej stronie skrzyżowania. Skutkiem tego na zielonym świetle ruszają na siebie dwie ściany rowerzystów, które muszą się jakoś wyminąć. „Anglicy” zwykle albo wbijają się w prawą kolejkę na siłę, próbują ją wyprzedzić lub wręcz oczekują, że osoba jadąca z przeciwka ustąpi miejsca. Byłem nie raz świadkiem, gdy takie zachowanie wygenerowało bardzo niebezpieczną sytuację, praktycznie kolizję. I to jest na porządku dziennym. Czy ktoś z Was kojarzy, aby samochody na skrzyżowaniu zatrzymywały się na pasie dla przeciwnego ruchu? Ja jeszcze czegoś takiego nie widziałem.
Zapewne, gdyby dokonać głębszej analizy, to można by takie przykłady mnożyć. Odnoszę wrażenie, że niedoświadczeni rowerzyści bombardowani eko-, urban-propagandą w pewnym momencie dochodzą do wniosku, że są Übermensch i mają prawo robić wszystko, czego zapragną – bo przecież wybrali rower – reszta powinna usunąć się na bok. Moim zdaniem w środowisku rowerowym brakuje głosów, które powiedzą, że bezpieczeństwo polega na czymś innym niż omijanie kolejek i stawanie po lewej stronie przejazdu czy też forsowaniu swoich praw do bólu bez patrzenia na innych.
Nie potrafię oszacować jak długo będziemy czekać na takie zmiany, że organizacje pro-rowerowe zaczną podejmować problem kultury jazdy. Póki co są chyba jeszcze na etapie samouwielbienia i że o rowerzystach mówi się albo pozytywnie, albo wcale. Wciąż wałkowane są tematy „ścieżkowe”, a tematów o bezpieczeństwie i kulturze nie widać – mimo, że według „zeznań” działaczy są podejmowane aktywnie. Może i są, ale zwykle kręcą się one wokół odpowiedzialności innych (podmiotów czy przedmiotów) za bezpieczeństwo rowerzysty. Nie ma tematów, w których to rowerzysta ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo. I skutek jest taki, jaki widzimy. Ludzie dochodzą do wniosku, że to otoczenie jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo na drodze a nie on sam.
Zwykle, gdy to rowerzysta zostanie poszkodowany, trąbią o tym wszystkie pro-rowerowe profile facebook’owe, nierzadko używając mocnych słów. Tematy, takie jak ten wypadek, gdzie to rowerzysta zawinił, są nieobecne, a mogłyby być pretekstem, aby przypomnieć o poszanowaniu innych na drodze. Takie dyskusje powinny być naturalną konsekwencją takich zdarzeń. Nie chodzi oczywiście o prześciganie się w wieszaniu psów na sprawcy, bo to niczemu nie służy – a jedynie laniu potoków żółci.
Powiadają, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Chyba nie w tym przypadku. Najgorsze jest przechodzić obok takich zdarzeń obojętnie, bez słowa. Odcięcie się na zasadzie – ten człowiek nie ma prawa nazywać siebie rowerzystą – także nie zadziała, gdyż jako grupa mamy zbyt wiele za uszami i po prostu ludzie w to nie uwierzą. Chcemy, czy, nie chcemy jesteśmy szufladkowani ze względu na środek transportu. Milcząc, organizacje narażają się na zarzut stronniczości.
Taka postawa organizacji pro-rowerowych w sumie mnie nie dziwi. Ze strony ustawodawcy mamy podobnie niezrozumienie sytuacji realnych. Pojawił się projekt zmiany zasad związanych z przejściem dla pieszych. Otóż w projekcie jest propozycja – wzorowana na rozwiązaniach zachodnich – gdzie pieszy zbliżający się do przejścia ma już pierwszeństwo. Wnioskuję, że osoby, które to wymyśliły są kierowcami jedynie na papierze lub kierują pojazdem z siedzenia pasażera. Podstawowa pięta achillesowa tego rozwiązania to bezpieczeństwo po zmroku. Większość przejść dla pieszych jest niedostatecznie doświetlona. Pieszego nie widać wcale lub widać go zbyt późno, by samochód mógł zatrzymać się bezpiecznie. Nie ma mowy o tym, aby można było jechać z dozwoloną prędkością 50 km/h i dokładnie zapoznać się z otoczeniem przejścia dla pieszych. Realnie trzeba zwolnić do 20-30 km/h, aby upewnić się, że nikt nie wkroczy na przejście. Temat niedoświetlonych przejść poruszył Jerzy Dziewulski, gdy został poproszony o skomentowanie tematu w stacji TVN 24. Moim zdaniem paradoks tego rozwiązania jest taki, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo przerzuca się na uczestnika ruchu, który ma najgorsze uwarunkowania, jeżeli chodzi o obserwację drogi i bez wyraźnej poprawy i reorganizacji infrastruktury przejść bezpieczeństwo się pogorszy a nie polepszy.
Nie bardzo rozumiem Twojego toku myślenia… bo takie rzeczy były, są i będą się zdarzać bo coraz więcej osób uczestniczy w ruchu miejskim. To samo jest z kierowcami samochodów czy rowerzystami czy jeżdżącymi motorami. Przepisy odpowiednie już od dawna są wystarczy jest respektować, a jak ktoś idzie na żywioł to jest jak jest. Wariatów nie brakuje.
Ze stwierdzeniem, że takie rzeczy były to się nie zgodzę. Kiedyś jeździło się nieco inaczej – czy to samochodem czy to rowerem. Obecnie ludzie bardzo roszczeniowo podchodzą do bycia na ulicy, szczególnie jeżeli bombardowani są ideologią „cyklocentryczną”. To nie jest problem przepisów, tylko przede wszystkim kultury. Stosowania przepisów nie da się oderwać od kultury i wyobraźni.