Rower jako transport – rzucam to!

commutingJakiś czas temu popełniłem wpis pod tytułem: Rower jako transport – polska fikcja. Zastanawiałem się jak to jest z tym transportem rowerowym w naszym kraju i co zrobić, żeby pod tym względem było lepiej. Wiele środowisk pro-rowerowych zachęca ludzi do tego (niestety niektóre z nich ewidentnie oczekiwaliby rewolucji, na miarę Rewolucji Październikowej). Czy to jest możliwe, aby rower stał się znaczącym udziałem w transporcie miejskim? Moim zdaniem nie ma szans. I chyba sam stanę się tego idealnym przykładem.

Przez ostatnie dwa tygodnie miałem okazję dojeżdżać samochodem do pracy i zebrałem sobie reprezentatywny pomiar. Jeżeli nie wystąpią żadne perturbacje drogowe, jestem w stanie dotrzeć do pracy w 20-30 minut jadąc zgodnie z przepisami. Zatem ponad 2 razy szybciej niż rowerem i to nadrabiając drogi, bo muszę jechać obwodnicą. Uwzględniając czas jazdy i wszelkie przygotowania do jazdy jestem w stanie odzyskać ponad 2 godziny z dnia. To sporo. Niestety nie jestem w stanie połączyć tego zysku w jeden – to jest wada. Koszt, to druga wada. Samochód jednak pali stosunkowo nie dużo, a w korkach nie stoję zbyt długo – zatem koszt benzyny będzie do zaakceptowania.

Wychodzi więc na to, że rzucam rower kompletnie – bo zeszły rok większość dystansu wykręciłem w dojazdach do pracy. No nie do końca. Planuję trochę przeorganizować moje rowerowe życie.

Latem zwykle i tak wstaję przed godziną 6 (budzi mnie światło poranka, a nie budzik), więc będzie czas na godzinkę, jazdy. Po pracy będzie jeszcze lepiej, gdyż po powrocie będę mógł chwilę odpocząć i znów wsiąść na rower. Ma to znaczenie latem. Zwykle gdy wychodzę z pracy jest jeszcze potworny upał i czasami wręcz nie da się jechać.

A póki co? Zima! Zapuściłem się rowerowo niemiłosiernie. Dystans przejechany od końca listopada ubiegłego roku – 0km. Tak kiepsko było tylko na przełomie 2011 i 2012 roku. W sumie nie dziwię się. Potrzebowałem odpoczynku. Rok 2014 był dla mnie dość męczący. W sierpniu miałem kryzys, po urlopie byłem równie zmęczony jak przed. Może potrzebowałem odpoczynku… Robi się co raz cieplej. Jeszcze parę dni i trzeba będzie zacząć się ruszać.

Z drugiej strony nie trudno przewidzieć, że rok 2015 i 2016 to będzie bum na rowery w Warszawie. Spalił się most betonowo-stalowy… Nie takie rzeczy nie dzieją się tylko w Erze, ale także w Polsce.

z17413865Q,Sluzby-ratunkowe-w-czasie-akcji-gasniczej-przy-pozDramat komunikacyjny dopiero się rozpoczyna. Mimo tego, iż miasto wzmocniło tabor linii kursujących pomiędzy lewobrzeżną i prawobrzeżną Warszawą, to i tak ludzie jadą „na glonojada”, a żeby wejść do tramwaju trzeba wziąć rozpęd i przebijać się taranem. W ten weekend wymalowano buspas na moście Poniatowskiego, który będzie czynny w godzinach szczytu. Zatem – jeszcze większe korki niż były przez ostatni tydzień.
Z pewnością wiele osób, które pracuje po drugiej stronie Wisły lub w jej pobliżu przesiądzie się na rowery. Ciekawe jak wiele… Na szczęście mnie to prawie nie dotyczy, bo pracuję i mieszkam na „zachodnich rubieżach” stolicy. Jeżeli korzystam z mostów, to w weekend, a w tygodniu… Nie spieszy mi się – w pracy jestem…

Na kanwie zbliżającego się dramatu wypłynęła mini-afera związana z masą krytyczną. Miasto wycofało zgodę na piątkowy przejazd. Organizatorzy upierają się jednak, że decyzja była dostarczona niezgodnie z prawem. Była czy nie była… Jak ktoś chce komuś zrobić na złość i stanąć okoniem, to to zrobi. I tak też się stało. Masa pojechała na „nielegalu”. Zebrało się około 320 osób, które podzielone na 15-osobowe grupy ruszyły w trasę.
Zastanawiam się jaki jest cel takiej przepychanki i robienia ludziom na złość. Mało, że ważny most poszedł z dymem, to jeszcze trasa AK jest wciąż w remoncie. Próbuję odgadnąć intencje organizatorów masy, ale wciąż nie mogę. Robią na złość ludziom, których akceptacji i poparcia potrzebują najbardziej. Przypomina mi to zachowanie dzieci w piaskownicy, które jak coś im nie pasuje, to kopią innych lub sypią piaskiem w oczy. Nie tędy droga mości organizatorzy!
Oczywiście nie chodzi o te 300 rowerów, bo to stosunkowo nie dużo, ale w sezonie masy potrafią być naprawdę liczne. Ta cała sytuacja jednak pokazuje tylko negatywną determinację pomysłodawców. PR’owsko dużo lepiej by to wyglądało, gdyby na czas odbudowy mostu masa zaprzestała swej działalności lub zmieniła formę (np sobota lub niedziela). To byłby ukłon w stronę innych użytkowników drogi. Po raz kolejny warszawiacy otrzymują dowód, że koncepcja masy krytycznej się wypaliła, a brak zrozumienia zaistniałej sytuacji, to tylko chęć pokazania, że „moja racja jest najmojsza”.

Jak zawsze zapraszam na
Forum Rowerowe.org

Ten wpis został opublikowany w kategorii Idelologia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Rower jako transport – rzucam to!

  1. Piotr pisze:

    Święta racja, i to w obu przypadkach – dojazdów i MK. Wydaje mi się, że co do dojazdów rowerem należałoby wspomnieć o kompletnym braku infrastruktury rowerowej – w skali lokalizacji docelowych. O ile \”na mieście\” powoli się coś dzieje, o tyle w miejscu docelowym często jesteśmy zmuszeni zostawić rower przypięty do bylejakiego \”wyrwikółka\”, na dodatek często w jakimś obskurnym miejscu. W moim poprzednim szpitalu parking dla rowerów zorganizowany był w palarni (sic!), obecnie jest nieco lepiej bo jest to zadaszona wiata na zewnątrz, ale by do niej dotrzeć trzeba jechać przez błoto. Sporo ludzi przekonałoby się do dojazdów, gdyby udostępnić im 3-4 miejsca na monitorowanym parkingu podziemnym dla samochodów, postawić stojaki U, udostępnić szatnię z szafkami. A tak – przynajmniej ja – musiałem się przebierać w kiepskiej toalecie bez zamknięcia i nosić kask i rzeczy ze sobą w torbie.

  2. emcinek pisze:

    Odnośnie masy krytycznej… Jechałem na tym kilka razy (nawet załapałem się na koszulkę veturilo) i nie powiem, całkiem przyjemnie się jedzie środkiem drogi, przez centrum, jednak co sama masa wnosi? ciężko powiedzieć. Niby ma to zwrócić uwagę władz i mieszkańców, na problem jaki mają rowerzyści z poruszaniem się po mieście, ale w ogólnym rozrachunku, powiedziałbym, że „Masa” więcej szkodzi, niż daje pożytku. Najczęstsza rzecz, którą można zaobserwować na masie, to wzajemne wyklinanie się na froncie kierowca-rowerzysta (raz na marszałkowskiej rozdzielałem nacierających na siebie kierowce i rowerzystę)
    A gdyby tak masa jechała w weekend? Byłoby mniej stresu dla wszystkich, a może nawet uczestników by było więcej. No ale wtedy organizatorzy nie osiągnęli by zamierzonego celu, tj. maksymalnego wkur***nia jak największej liczby kierowców (bo piątkowe godziny szczytu, kiedy ludzie wracają z pracy, albo chcą wyjechać do domu na weekend, są najefektywniejsze), w bliżej nieokreślonym celu. Tylko po co? Żeby się odpłacić statystycznemu kierowcy, który utrudnia ruch rowerzyście? Potem ten statystyczny kierowca odpłaca się statystycznemu rowerzyście za masę i koło się zamyka.
    Najlepsze jest to, że ci sami co jadą na masie, potem wsiadają do auta i tak jak na Polaka przystało, mają gdzieś niezmotoryzowanych uczestników ruchu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.