Grafika obok to stary plakat propagandowy z czasów jedynie słusznego systemu – czyli realnego socjalizmu. W tamtych czasach wrogiem nie tylko był zgniły zachodni kapitalizm, NATO i amerykańskie bomby, ale przede wszystkim wróg wewnętrzny. Kto był tym wrogiem? A praktycznie każdy. Niekoniecznie trzeba było aktywnie działać przeciw systemowy, wystarczyło nieopatrznie wypowiedzieć swoje poglądy w obecności niewłaściwej osoby. System miał wielu „tajnych” agentów, którzy chętnie donosili na innych. Mógł to być zaufany kolega z pracy, dozorca czy listonosz. Takie osoby nazywano konfidentami.
Czasy realnego socjalizmu dawno już minęły. W wiek dojrzały wchodzą już ludzie urodzeni po 89 roku. Jednak czy wciąż mamy konfidentów? Jak najbardziej tak! Tylko, że obecny konfident nie ma nic wspólnego z tym sprzed 30-40 lat.
Gdy w Szwajcarii ktoś zaparkuje na kopercie, można być praktycznie pewnym, że niebawem ktoś zadzwoni na policję i doniesie o niecnym czynie kierowcy. Nikt nie widzi w tym nic zdrożnego. Norma. U nas pod adresem takiej osoby posypią się obelgi: konfident, donosiciel, kapusta itp. Efekt minionych czasów. Nie lubimy ludzi, którzy donoszą, mimo że obiektywnie patrząc jest to właściwe. Gdzie leży problem w tym całym donoszeniu?
Wydaje mi się, że chyba w naszej nadgorliwości. Jako społeczeństwo mamy tendencję do robienia wszystko na swój sposób, na przekór, często w wypaczony i przerysowany sposób.
Rejestratory i kamery stały się bardzo popularne. Mamy ich bardzo dużo, na rowerach, motocyklach i samochodach. Dlatego jakiś czas temu policja uruchomiła specjalną skrzynkę mejlową: stopagresjidrogowej@ka.policja.gov.pl. Twórcom tego projektu zapewne przyświecał cel – jak sama nazwa wskazuje – powstrzymanie, czy też pomoc w powstrzymaniu agresji drogowej. Oczywiście – jak ktoś może pouczać Polaka jak korzystać ze skrzynki – została ona zbombardowana trywialnymi sprawami, które są na porządku dziennym i trudno je nazwać agresją na drodze. Pamiętam, że jakiś policjant nawet w TV apelował o umiar w korzystaniu z systemu.
Wraz z kamerami i aparatami w telefonach komórkowych pojawiło się moim zdaniem bardziej patologiczne zjawisko, które stało się przyczynkiem do napisania tego tekstu. Otóż jest na facebook’u profil, który ułatwia kontakty między rowerzystami. Ludzie po prostu umawiają się na rowerowe „ustawki”. Kilka miesięcy temu pojawiło się na nim zdjęcie, okraszone „polszczyzną”. Przedstawiało ono samochód z całości blokujący chodnik. Jak można się było się spodziewać polała się fala żółci i „hejtu” w kierunku kierowcy. Niewiele osób jednak zauważyło, że w tle widać bilboard, samochód ma załadowaną „pakę” a na dachu drabinę. Trudno wpaść na pomysł, że to obsługa, która przyjechała prawdopodobnie na serwis. Nie stali tam kilka godzin, tylko góra kilkadziesiąt minut. Jednak komuś się nie spodobało, że nie mógł rowerem przejechać, więc odpłacił się pięknym za nadobne wywołując kolejną falę nienawiści lanej w internecie.
I to jest właśnie przykład medialnego konfidenta. Jego działanie nie przynosi żadnej realnej korzyści. Zamiast zrobić właściwy użytek ze swojego nagrania, czyli zadzwonić na policję czy straż miejską wolą wywoływać kłótnie w sieci. To nie jest jedyny przykład. Na Youtube można znaleźć bardzo wiele profili osób rejestrujących każde wykroczenia, które napotkają. Komentarze pod filmami to jedynie żółć i podręcznikowy hejt. Odnoszę wrażenie, że takim osobom wcale nie zależy na tym, aby było bezpiecznie. Jedyny cel jaki mają to pod płaszczykiem dbania o bezpieczeństwo i kulturę na drodze, to chęć wylania pomyj na inną osobę (nawet nie własnymi ustami) bez ponoszenia moralnych konsekwencji.
Facebook jest kopalnią profilów hejterskich. Inny przykład: „Święte krowy warszawskie”. Celem profilu jest zbieranie zdjęć ze źle zaparkowanymi samochodami (w tym na DDR’ach). Wiele zdjęć znalazło się tam słusznie, ale pojawiają się też np samochody z zaopatrzeniem lub inną formą transportu rzeczy. Przecież no normalne, że samochód dostawcy nie zaparkuje 100m od sklepu, tylko musi podjechać pod jego drzwi. Pieszy czy dziecko z hulajnogą na ścieżce rowerowej też się znalazło. Niezrozumienia i braku wyobraźni pełno. W samej nazwie profilu także. Twórcy tej grupy jednak zapomnieli o jednej subtelnej rzeczy. W czasie wojny Warszawa została doszczętnie zniszczona, a w samym powstaniu zginęło ponad 200 tyś Warszawiaków. Różne internetowe źródła podają różnie, ale zwykle pada liczba od 5% do 10% rodowitych Warszawiaków mieszka w Warszawie. Większość mieszkańców to powojenna ludność napływowa i bieżąca migracja zarobkowa. Ludzie przywieźli ze sobą swoje zwyczaje a także i kulturę drogową. Zatem nie powinno się mówić „krowa warszawska” tylko „krowa polska”.
Bardzo lubimy także chować się za kamerą. Uważamy się za bojowników o sprawiedliwość i bezpieczeństwo, więc powinno być nam odpuszczone, nawet jak coś przeskrobiemy. Na Youtube można znaleźć bardzo wiele filmów, gdzie oprócz tego, nie tylko filmowany łamie przepisy, ale także filmujący. Tutaj przytoczę sprawę z tego artykułu: Powiadomił policję o piracie drogowym, ukarzą obu? Na filmie ewidentnie widać, że zarówno rowerzysta, jak i kierowca łamią przepisy. Stoję na stanowisku, że w takim przypadku należy ukarać obu uczestników, adekwatnie do przewinienia. Nie powinno być taryfy ulgowej za „bezinteresowne” doniesienie. Jeżeli będziemy pobłażać w takich sytuacjach, to stworzymy patologiczny system/zwyczaj. Jeżeli ktoś ma odwagę łamać przepisy, to powinien równie odważnie za to łamanie odpowiedzieć. Ucieczka w takiej sytuacji za kamerę przypomina mi sytuację ze szkoły podstawowej, gdzie dwoje dzieci licytuje się przed wychowawczynią, kto bardziej się przezywał. „To on, to on, bo przezywał się bardziej” – tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Jest też jeszcze bardziej groźne zjawisko. Konfidenci, którzy sami prowokują sytuację, żeby potem przelewać żółć w internecie. Kamera i rower ich orężem. Na Youtube można znaleźć kilka profili takich gwiazd. Celowo nie podaję linków, żeby ich nie reklamować i nie nabijać im oglądalności, ale jeżeli ktoś zdecyduje się drążyć temat, to bez problemu ich znajdzie. Przeglądałem te profile. Większość zachowań – pożal się Boże – reżyserów jest co najmniej kontrowersyjna, żeby nie powiedzieć, że sytuacje są przez nich celowo prowokowane. Mi nic do tego, co komuś takiemu siedzi pod kopułą, ale stwarzanie niebezpiecznych sytuacji, prowokowanie agresywnych zachowań u innych stwarza realne zagrożenie na drodze. Czy takie jednostki mają prawo nazywać się rowerzystami? Moim zdaniem nie. Nie są lepsi niż ludzie, którzy dali się przez nich sprowokować.
Dlaczego poruszam tak społeczny temat w kontekście rowerów? Bardzo często dzieli się społeczeństwo drogowe na rowerzystów i resztę świata. Moje ukochane organizacje pro-rowerowe bardzo lubią to podkreślać. Nie pierwszy raz słyszymy o wojnie między rowerzystami a kierowcami. Taki podział jest bardzo na rękę tym, którzy chcą podsycać nienawiść i lać żółć. Niestety on nie istnieje. Rowerzyści przecież pochodzą z tego samego społeczeństwa co kierowcy. Duża część z nich rano jeździ samochodem a po południu wsiada na rower. Oczekujemy od innych kultury, a sami jej nie mamy. Lubimy się bić między sobą na drodze i przerzucać gorącego kartofla z rąk do rąk. Dlatego uważam, że lanie żółci bez zastanowienia na wszystko i wszystkich działa zupełnie odwrotnie. Podsycamy tylko wojenkę polsko-polską, która nic dobrego nie przynosi. Sprawy łamania przepisów należy oddać we właściwe ręce. No chyba, że ktoś uważa iż te właściwe to ręce internetowego trolla (i chyba tym się różnimy od Szwajcarów).