Sytuacja codzienna, jak na załączonym obrazku. Droga do pracy.
Niebieska linia to moja typowa droga. DDR znika w podziemiu (trzeba rower znieść/sprowadzić po schodach), a po drugiej stronie wyjechać wprost na niebezpieczny przejazd. Światła raz, dwa… Trzy. Jak mam niefart, to trochę się stoi. Ostatnio podpatrzyłem „kolegę po kole”, który omija to skrzyżowanie wiaduktem „autobusowym”. Autobusowy, bo jest to dojazd autobusów z zajezdni na dworzec. Zysk jest niewątpliwy, bo mimo iż nadrabia się trochę metrów, to jednak w porównaniu z czasem stania na światłach i sprowadzaniem roweru do podziemia, jest szybciej… Szybciej, ale nie do końca godnie. Trzeba się po pierwsze wbić rowerem na teren dworca. Po drugie 1/3 drogi trzeba pokonać chodnikiem, zanim dojdzie się do DDR. Nie jest to dużo, ale jednak. Dużo większe faux pass popełnia się w w drodze powrotnej, bo na terenie dworca, trzeba pojechać pod prąd (stoi znak B-2). Ruch autobusowy nie duży, pieszy praktycznie zerowy… Ostrożnie, będzie bezpiecznie… Pytanie czy wypada?
Ciekawostka druga… Chyba mój blog jest najbardziej poczytny… 100 wpisów (w sumie niewiele), ponad 100 tyś wyświetleń. To już jest nieźle.